Wraca nie tylko nazwa, jak sugerowali niedowiarkowie. Już za miesiąc w Nowym Sączu zostanie reaktywowany Karpacki Oddział Straży Granicznej z wszystkimi placówkami terenowymi. To dla wielu funkcjonariuszy przeniesionych do odległych ośrodków oznacza koniec tułaczki.
O reaktywacji KOSG poinformował wczoraj senator Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Kogut. Informację potwierdziła nam Komenda Główna Straży Granicznej.
- To decyzja ministra spraw wewnętrznych i administracji - podkreśla st. chor. SG Agnieszka Golias, rzeczniczka prasowa KGSG.
Gorzka satysfakcja
W walkę o przywrócenie zlikwidowanego z końcem 2013 roku KOSG włączyli się od początku politycy z Sądecczyzny, wśród nich najaktywniejszy był poseł Arkadiusz Mularczyk.
- Jest satysfakcja, ale gorzka. Przede wszystkim dlatego, że pomysł likwidacji był zupełnie nieracjonalny, a do tego okupiony dramatami wielu rodzin, które musiały się rozdzielić. Setki pracowników przeniesiono do odległych oddziałów - podkreśla poseł Mularczyk.
W lepszej sytuacji znaleźli się ci, których skierowano do bliższych jednostek, m.in. w Tarnowie, bo mogli codziennie wracać do domu. Niektórzy trafili jednak aż do Raciborza, a w domu są rzadkimi gośćmi.
- Zapewniam, że wszyscy powrócą do Nowego Sącza i znajdą pracę w przywróconym oddziale i podległych mu placówkach terenowych w Piwnicznej, Muszynie i Wysowej - podkreśla Kogut.
Pogranicznicy i ich rodziny nie kryją radości. Kapitan Jan Grzywnowicz od dwóch lat pracuje na granicy w Chyżnem.
- Zdążyliśmy się przyzwyczaić do nieobecności męża w domu, ale nie jest lekko. Cieszyłabym się, gdyby już nie musiał wyjeżdżać - przyznaje Elżbieta Grzywnowicz.
Mają dwoje małych dzieci. Jedno w przedszkolu, drugie w szkole podstawowej. - Pierwsze miesiące rozłąki były dla nich trudne. Ciągle pytały, czemu nie ma taty w domu - mówi Grzywnowicz.
Ostatnie informacje dają im wielką nadzieję na normalność. Bo rozłąka to wiele codziennych stresów.
- Za każdym razem, jak mąż wyjeżdża do pracy, martwię się. Najbardziej zimą, kiedy drogi na Podhalu są śliskie i ośnieżone. Kiedy mąż pracował w Nowym Sączu, to była komfortowa sytuacja i zwyczajne, rodzinne życie. Cieszymy się, że znów tak będzie - mówi Elżbieta Grzywnowicz.
Wielka feta w maju
Rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych 31 grudnia 2013 roku Karpacki Oddział Straży Granicznej przestał istnieć po 22 latach działaności. Wchłonął go Śląsko-Małopolski Oddział Straży Granicznej z siedzibą w Raciborzu. W budynkach koszarowych w Nowym Sączu utworzono Karpacki Ośrodek Wsparcia Straży Granicznej. Decyzja o likwidacji KOSG wywołała sprzeciw. Tym bardziej że w remont sądeckich obiektów wpompowano wcześniej aż 50 mln zł. Większość funkcjonariuszy oddelegowano do pracy w innych oddziałach. Najczęściej w Tarnowie, Raciborzu i Chyżnem. Politycy PiS-u, wówczas opozycyjni wobec rządu Donalda Tuska, od początku podkreślali, że to decyzja polityczna, bo w Sączu wybory wygrywa PiS. Od początku zapowiadali, że po objęciu władzy przywrócą KOSG.
Jakub Skiba, wiceminister MSWiA, zapewnił o tym podczas grudniowej wizyty w Sączu.
- Zdecydowały wyłącznie względy merytoryczne - twierdzi senator Kogut. - Ten region potrzebuje pograniczników nie tylko ze względu na konieczność uszczelnienia granic przez napiętą sytuację w Europie i problem uchodźców. Na tym terenie był największy przemyt narkotyków, a nawet handel kobietami.
Twierdzi również, że wiele zatrważających danych było celowo ukrywanych, aby rząd miał argumenty do likwidacji oddziału.
Oficjalna uroczystość przywrócenia Karpackiego Oddziału Straży Granicznej odbędzie się 16 maja na nowosądeckim rynku. Listę zaproszonych oficjeli otwierają prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło. Obecność zapowiedział też minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak.