
Czerpiąc inspirację z punkowego anarchizmu, Staszewski zaczął pisać zaangażowane teksty, które uderzały w ówczesny system komunistyczny. Nie podobał mu się również Kościół katolicki – i rozczarowany jego materializmem zainteresował się naukami Świadków Jehowy. Nic dziwnego, że z takimi piosenkami Kult nie miał zbyt wielkich szans na nagranie płyty czy zaistnienie w radiu. Kiedy wystąpił w połowie lat 80. na festiwalu w Jarocinie – zaprezentował tylko połowę programu, bo resztę zablokowała mu cenzura.

Sytuacja zmieniła się jednak pod koniec dekady: Peerel zaczął chwiać się w posadach, władze kraju na fali pierestrojki u naszego wschodniego sąsiada, zaczęły więc pozwalać artystom na więcej. Dzięki temu w 1987 roku Kult wreszcie nagrał swoją pierwszą płytę. Nie było na niej najbardziej zaangażowanych piosenek Staszewskiego – te trafiły dopiero na późniejsze albumy. To przede wszystkim „Arahja” o podziale Berlina na Zachodni i Wschodni oraz rodzaj „antyhymnu” narodowego – „Polska”.
Choć wydawałoby się, że demokratyczne zmiany w Polsce w 1989 roku zyskają akceptację takiego kombatanta walki z komuną jak Staszewski, stało się dokładnie na odwrót. Piosenkarz szybo rozczarował się nowym układem politycznym ustalonym przy „okrągłym stole”. Dał temu wyraz w swych solowych piosenkach z płyty „Spalam się”, na której jako pierwszy w Polsce sięgnął po nową formę ekspresji – rap. Na krążku znalazła się piosenka „Jeszcze Polska”, będąca kontynuacją wcześniejszej „Polski”. „Już umiera ta kraina/tego nikt już nie powstrzyma” – śpiewał wokalista.

Sytuacja polityczna w Polsce ewidentnie napędzała jednak Staszewskiego - dlatego poza Kultem i działalnością solową, uruchomił również zespół Kazik Na Żywo grający rap-metal. Każda z tych form artystycznej wypowiedzi artysty cieszyła się ogromnym powodzeniem. Nic dziwnego, że piosenkarz wreszcie zaczął porządnie zarabiać. Dzięki temu kupił sobie mieszkanie na Teneryfie, gdzie odpoczywał po trudach tras koncertowych i nagrań. Nie ominęły go oczywiście typowe dla show-biznesu pokusy: chętnie sięgał po alkohol i kokainę.
Mimo to udało mu się stworzyć silną rodzinę. Ożenił się bardzo młodo – bo już w 1984 roku. Jego wybranką była ówczesna koleżanka z nowofalowej sceny z Torunia, dla której napisał jeden z pierwszych przebojów Kultu – „Do Ani”. Żona nie zrezygnowała z wyuczonego zawodu i pracuje jako nauczycielka. Para doczekała się dwóch synów – Kazimierza Juniora i Jana. Pod koniec minionej dekady został dziadkiem i dzisiaj ma już dwie wnuczki. Choć przez wiele lat Staszewski sympatyzował ze Świadkami Jehowy, z biegiem lat stracił wiarę i obecnie deklaruje się jako ateista.

Na kolejnym solowym albumie Staszewski uderzył w ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsę, wypominając mu w utworze „100 000 000” niespełnienie wyborczych obietnic. Nie inaczej było z piosenkami Kultu. „Łysy jedzie do Moskwy” opowiadał o wizycie premiera Oleksego w stolicy Rosji podczas agresji tego kraju na Czeczenię, a „Panie Waldku, pan się nie boi” opisywał upadek rządu Jana Olszewskiego. Gdy Samoobrona wykorzystała w kampanii wyborczej jedną z piosenek artysty, nagrał wtedy utwór „P*****ę Pera”, który wykpiwała przywódcę partii – Andrzeja Leppera.
Być może to punkowy anarchizm sprawił, że Staszewski do dzisiaj nie może się odnaleźć w mainstreamowej polityce. Zawsze mocno dystansował się od wszelkich lewicowych idei – i przez wiele lat wyrażał swoją sympatię dla poglądów Janusza Korwina-Mikke i Unii Polityki Realnej. Potem zadeklarował, że nie uczestniczy w wyborach parlamentarnych i prezydenckich. W dobie konfliktu PiS-u z PO, dystansował się wobec obu tych partii. Chociaż prezydent Komorowski odznaczył go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, piosenkarz stwierdził, że „prezydent Komorowski nie bardzo nam się udał”.