https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rok w śpiączce, potem śpiewanie hymnu Wisły Kraków, a teraz walka o powrót do zdrowia. 13-letni Jacuś Krzemień zadziwia całą Polskę

Małgorzata Gleń
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Jacuś Krzemień siedzi na fotelu inwalidzkim w salonie swojego domu w Podolszu koło Zatora. Jego rodzice, Karolina i Daniel, siedzą przy stole. Nagle chłopiec podpiera się rękami i wstaje. - Jacek! Pięknie! - pani Karolina wpada w zachwyt. Zdążyła jeszcze chwycić za telefon i nagrać pierwszy samodzielny krok swojego syna od ponad roku. 10 kwietnia ubiegłego roku podczas treningu jego piłkarskiej drużyny serce Jacka się zatrzymało. Chłopiec z niedotlenieniem mózgu trafił do szpitala. Prawie rok był w śpiączce. Obudził się z niej w spektakularny sposób.

Jacek Krzemień od dziewięciu miesięcy przebywał w klinice "Budzik" w Warszawie. Nie było żadnych postępów. Śpiączka mózgowa to nie jest zwykły, spokojny sen. W przypadku Jacka był to ogrom cierpienia, ale bez świadomości. Chłopiec był spięty, usztywniał ciało, robiły mu się bolesne przykurcze. Nie reagował na próby nawiązania z nim kontaktu. Podczas rehabilitacji, gdy próbowano mu prostować krzywiącą się prawą nogę, aż wył z bólu. Nieraz miał otwarte oczy, ale pozostawał bez kontaktu z otoczeniem. Po prostu powieki same się uchylały.

I obudził się!

24 stycznia o godz. 22 pani Karolina, która była wówczas z Jackiem w "Budziku", zmówiła wieczorną modlitwę i usłyszała: - Nie!

W pokoju Jacka wisi obraz z obrazków, które chłopiec dostał od rodziny i znajomych razem z modlitwami o jego zdrowie
W pokoju Jacka wisi obraz z obrazków, które chłopiec dostał od rodziny i znajomych razem z modlitwami o jego zdrowie
Arch. rodzinne

- Za chwilę cały ciąg: nie, nie, nie! Jacek krzyczał. Przybiegły pielęgniarki - opowiada mama Jacka.

Za chwilę chłopiec zaczął wypowiadać kolejne słowa, które nie są do przytoczenia... - Klął. Słowa wypowiadał tak wyraźnie, że jednocześnie było to śmieszne i przerażające - wyznaje kobieta.

Do rana Jackowi usta się prawie nie zamykały. Jego tata zasugerował mu - zaśpiewaj hymn. A Jacuś: "Zwycięży orzeł biały, zwycięży polski ród. Zwycięży nasza Wisła, bo to krakowski klub...".

Było to jeszcze dość nieporadne, tata przypominał mu niektóre słowa, ale śpiewał.

Zaśpiewał hymn Wisły Kraków. "Było już wiadomo, że dziecko jest wybudzone"

Jacuś jeszcze kolejne tygodnie spędził w "Budziku". Za oficjalne wybudzenie uznano dopiero datę 17 kwietnia. Wcześniej nie zawsze słowa wypowiadane przez Jacka miały sens, a zdania nie były składne. Raz miał świadomość, potem ją tracił. Gdy lekarze uznali, że 13-latek może wracać do domu, w klinice zjawiła się telewizja Polsat. Wtedy dyrektor kliniki powiedział pamiętne słowa, które poszły w świat:

- W 10. miesiącu pobytu tutaj zaśpiewał hymn Wisły Kraków. No, to było już wiadomo, że dziecko jest wybudzone. Było to kontrowersyjne w Warszawie, ale dla nas to była pełnia szczęścia - śmiał się dr Maciej Piróg.

Jacek stał się słynny w całej Polsce, informacja dotarła do Wisły Kraków. 13 maja chłopiec wrócił do domu, gdzie czekało go ciepłe przyjęcie, a już na piątek 16 maja został zaproszony na mecz. Z mamą i tatą karetką transportową pojechali na stadion.

Tak ciepłego przyjęcia się nie spodziewali. Jako goście specjalni przed meczem wjechali na murawę. Potem kibice odśpiewali chłopcu piosenkę: "Wracaj do zdrowia, Jacek wracaj do zdrowia, wracaj do zdrowia". Chłopiec był tak podbudowany, że sam, przy małej asyście swojego taty, pokonał 80 schodów na trybuny. Gdy już zasiedli w prezydenckiej loży, do Jacka przyszedł Kuba Błaszczykowski, jego idol. Z meczu wrócili nie tylko ze wspaniałymi wspomnieniami, ale też z górą prezentów.

Jacek spotkał się z piłkarzami i działaczami Wisły Kraków
Jacek spotkał się z piłkarzami i działaczami Wisły Kraków
Arch. rodzinne

- Kuba podał mi rękę - chwali się ciągle chłopiec. A mama jest szczęśliwa, że to ciągle pamięta, bo kiepsko jest u niego z pamięcią krótkotrwałą.

Teraz potrzeba czasu i rehabilitacji

Przez Jackiem jeszcze wiele wyzwań, by wrócił do zdrowia. Te kilka kroków, które zrobił dotąd samodzielnie, to dopiero początek walki o sprawność. Najważniejsze, że chłopiec sam chce ćwiczyć. - Prostuje tę przykurczoną nogę, choć go to boli - tłumaczy Karolina Krzemień.

Ma duże problemy ze wzrokiem. Widzi tylko na kilka centymetrów, choć stara się, by tego nie pokazywać innym.

Odwiedza go wielu kolegów, kuzyni. Przed nimi się popisuje, łapie piłkę, gdy do niego rzucają, ale tylko wtedy, gdy ta wpadnie mu prosto w ręce. On jej po prostu nie widzi. Wzrok Jacka został przebadany i nie ma żadnych nieprawidłowości, prawdopodobnie potrzeba czasu, by wszystko wróciło do normy.

Diagnoza postawiona w dzieciństwie

Do czasu tragedii na boisku nikt nie wiedział, że Jacek ma chore serce. Gdy miał trzy lata lekarze zdiagnozowali u chłopca padaczkę. Przez 10 lat zażywał lek, który go otępiał, powodował problemy z nauką. Miewał też omdlenia i pomimo że rodzice jeździli z nim do lekarzy, żaden z nich nie podważył pierwszej diagnozy.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska