Nasza Loteria

KGW z Klęczan chce wrócić do tradycji słynnych krówek z lokalnej spółdzielni Lukrecja. Mają już gotowy plan działania

Halina Gajda
Halina Gajda
KGW Klęczany - panie chcą wrócić do swojej kulinarnej nie takiej odległej historii, gdy we wsi działała spółdzielnia, która produkowała krówki w czterech smakach. Są już po pierwszej próbie odtworzenia receptury. Wyszło świetnie, a one snują słodkie plany na przyszłość
KGW Klęczany - panie chcą wrócić do swojej kulinarnej nie takiej odległej historii, gdy we wsi działała spółdzielnia, która produkowała krówki w czterech smakach. Są już po pierwszej próbie odtworzenia receptury. Wyszło świetnie, a one snują słodkie plany na przyszłość halina gajda
Koło Gospodyń Wiejskich z Klęczan postanowiło wrócić do historii wsi. I bynajmniej nie chodzi o jakąś wystawę starych zdjęć, dokumentów, babcinych garnków ani kredensów, tylko o coś znacznie bliższego ciału, a konkretnie kubkom smakowym. Na tapetę weszły tam… krówki.

Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna Lukrecja w Klęczanach. Pewnie większości gorliczan nic ta nazwa nie mówi, ale gdy dołożyć do niej słowo „krówki”, to z niejednego gardła wyjdzie znaczące pomrukiwanie.
- No, pyszne były – nasuwają się wspomnienia.

Spółdzielnia padła. Dlaczego? Przyczyny można byłoby mnożyć, ale dzisiaj naszym celem nie są ekonomiczne dywagacje. Dość, że w minionym roku została formalnie wykreślona ze wszelkich gospodarczych rejestrów. Ale wspomnienie krówek pozostało. I wróciło mimochodem, zupełnie przypadkiem, w rozmowie z Mieczysławem Skowronem, mieszkańcem Klęczan, radnym.
- Nasze gospodynie z KGW pieką krówkowe ciasto. Palce lizać – zachwalał.
Na pytanie, dlaczego nie robią krówek, zaniemówił. Niedługo później oddzwonił z wieścią: temat gospodyniom został zapodany. Mówią, że spróbują. Dzwonimy do Małgorzaty Leszkiewicz, sołtyski i jednocześnie członkini lokalnego koła gospodyń.

- Oczywiście, że spróbujemy – informuje od razu. - To, co spotykamy się za tydzień w Klęczanach na krówkowej próbie – pyta. Odpowiedź może być tylko jedna – jasne, że tak!

Od suszu do Lukrecji

Jest słoneczne wrześniowe popołudnie. W kuchni w domu ludowym w Klęczanach robi się coraz tłoczniej. Ekipą kieruje nie kto inny, jak pani Małgorzata. Na chromoniklowym stole jest już cukier, śmietanka, pojawia się masło, wanilia i garnek.
- Koniecznie z nieprzywierającą powłoką – instruuje ze śmiechem.

Śmietanka z cukrem trafia go garnka, a wszystko na gaz. Teraz najlepiej przynieść sobie stołeczek i postawić przy tejże kuchence, bo zawartość naczynia wymaga ciągłego mieszania. Choć to dopiero krówkowy debiut, to i tak głupio byłoby przypalić. Nic to jednak nie przeszkadza, by powspominać czasy, gdy Klęczany krówką Lukrecją stały.
- Ale zanim pojawiły się krówki, była… cebula – wspomina sołtyska.

Dowiadujemy się więc, że historia spółdzielni sięga lat siedemdziesiątych. I naprawdę produkacja opierała się o cebulę, a konkretnie cebulowy susz. Jarzyna była przywożona samochodami z głębi kraju w ogromnych ilościach.

- Przy niskim ciśnieniu albo, gdy zbierało się na deszcz albo jak aura była duszna, przez wieś ciągnął się charakterystyczny zapach – wspominają gospodynie. - Bywało nie do zniesienia, choć trzeba przyznać, że z czasem zaczynał się człowiek do tego przyzwyczajać – dodają szczerze.

Wedle wspomnień, spółdzielnia przerabiała cebulę na susz. Komu i do czego był potrzebny, dzisiaj już nikt nie pamięta. Ale pracowało przy około 40 mieszkańców. Wydawało się, że dla cebuli nie ma zagrożenia, ale rynek nie znosi niestety długiej stabilizacji.
- Ludzie potracili pracę, zaczęło się gorączkowe poszukiwanie panaceum – wspomina sołtyska.

Kto wpadł na pomysł z krówkami, nie wiadomo. Może kierowali się prostą logiką, że trzeba znaleźć coś, co wszyscy lubią i co jest w miarę proste w wykonaniu?
- Z wiersza o historii wsi ułożonego przez Małgorzatę Wójtowicz, jedną z naszych mieszkanek wynika, że krówkowa produkcja ruszyła z kopyta w 1990 roku – przywołuje dalej.
Cały proces produkcji opierał się na ręcznej robocie – żadnych maszyn sterowanych przez komputery, żadnych skomplikowanych linii produkcyjnych, tylko sprawne ręce.

Słodka burza bez piorunów

Tymczasem w garnku zaczyna się dużo dziać. Śmietanka zrobiła się bardzo gęsta, zaczęła nabierać koloru karmelu. Trzeba ją cały czas mieszać, ale w kuchni zaczyna się unosić waniliowy zapach.

- Powiem szczerze, że nie znamy receptury, wedle której krówki w Lukrecji były robione, ale przecież każda z nas doskonale pamięta, gdy w czasach pustych półek, robiło się w domach bloki czekoladowe i domowe ciągutki. Więc kombinujemy – śmieje się sołtyska.

Do masy trafiło trochę masła. Jeszcze trzeba wszystko dokładnie pomieszać. Gotowe…
- No to przed nami chwila prawdy – komentuje pani Małgorzata.
Kolej na szklane naczynie. Wykładają je papierem do pieczenia. Wylewają, a w zasadzie wykładają na niego masę. Ustawia się kolejka chętnych, by sprawdzić, jak smakują resztki z garnka. A ich w zasadzie nie ma…
- Znaczy, dobrze zrobiłyśmy – kwituje.
Naczynie trafia do lodówki. Masa musi się schłodzić, żeby można ją było pokroić.

Dziecięca inspiracja?

Wracamy do krówkowej historii. Dobra passa spółdzielni trwała kilka lat. Z bramy zakładu wyjeżdżały w Polskę kolejne samochody zapakowane klęczańską słodkością w czterech smakach, sygnowane „Lukrecja”. Ponoć wyprawy z towarem były dalekie, bo kierowcy musieli korzystać po drodze z noclegów. A taka skąd nazwa? Tego też nikt nie pamięta. Jednym kojarzy się z węgierską bajką, w której rządziły Lukrecja i Sabina, dwie urocze kotki i ich wspólny wróg, czyli pies Fred. Inni skłaniają się, by źródła nazwy szukać w prostocie i skojarzeniach ze słodyczą.

- Ze wspomnianego wiersza wiemy, że poza krówkami, Lukrecja robiła jeszcze ciągutki, pyszne batoniki – opowiada z kolei pani Maria.

Tąpnięcie przyszło już w XXI wieku. I chyba nie dlatego, że krówka była gorsza, ale głównie z powodu rynku zalanego przez słodycze z różnych stron świata. Mała spółdzielnia w małej wsi nie udźwignęła konkurencji. Upadła. Zostały tylko po niej zniszczone, pozbawione maszyn budynki. Wkrótce znikną i one.

Manufaktura nie masówka

Gdy snują się opowieści o klęczańskiej krówce, masa w lodówce zastygła. No i przyszła chwila prawdy, czy się udało. Pani Małgorzata nie ma wątpliwości, że tak, choć po koleżankach z koła widać pewien niepokój. Sołtyska z wielką ostrożnością odcina rant słodkiego bloku. Wszyscy łapią drobne kawałki. Są… pyszne!
- Maślane i mocno śmietankowe – słychać wokół.

Blok zostaje pokrojony na drobne kostki. Te trafiają do zwykłej przezroczystej folii. Każda osobno, niczym sakiewka. Ozdobą jest kolorowa wstążeczka. Gospodynie mają już plan. Konkretny.
- Mogłybyśmy robić takie krówki jako symboliczne prezenty dla gości różnych imprez. Trzeba będzie jeszcze popracować nad opakowaniem, jeszcze bardziej podkręcić smak, dorobić dedykowane wizytówki. Żadna masowa produkcja, a raczej manufaktura na małą skalę – snują plany.
Godzinę później mają ustalony plan działania. Zanim ruszą z ofertą, muszą dopracować szczegóły – od kosztorysu po estetykę. Kto wie, może nawet Klęczany będą miały swój produkt lokalny? Babeczki – bo tak pieszczotliwie trzeba o nich mówić – mają swoją filozofię: jak nie spróbujemy, to się nie przekonamy.
- Będziemy jak te świstaki, co siedzą i zawijają w sreberka – bardziej stwierdza, niż pyta szefowa KGW.

od 12 lat
Wideo

Szymon Hołownia ma duże ego, większe ma tylko Lech Wałęsa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska