Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolarstwo. Karol Domagalski - człowiek ze skały

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Karol Domagalski z żoną Martyną i synkiem Mateuszem
Karol Domagalski z żoną Martyną i synkiem Mateuszem Aneta Żurek
Dom w rodzinnej Skale: łóżko rehabilitacyjne, wózek inwalidzki. Jeszcze trzy miesiące temu taka sytuacja w przypadku Karola Domagalskiego była nie do pomyślenia. A jednak czerwcowy wypadek kolarza na trasie Małopolskiego Wyścigu Górskiego zmienił wszystko.

Feralny przepust

Niecały miesiąc później świat obiegła tragiczna wiadomość o śmierci Bjorga Lambrechta podczas Tour de Pologne. Uległ bliźniaczo podobnemu wypadkowi. Nie przeżył… Karol natomiast żyje, ma pełną świadomość, rozmawia i cieszy się, że nie osierocił 4-miesięcznego synka Mateusza, a żona Martyna nie została wdową. Ułamek sekundy sprawił, że jego świat zmienił się o 180 stopni, ale walczy i chce wrócić do kolarstwa.

Dla jeszcze młodego kolarza (9 sierpnia skończył 30 lat) przykucie do łóżka to uciążliwa sytuacja. Ale pogodził się z nią i może już spokojnie mówić o jej przyczynach.

14 czerwca podczas I etapu MWG świetnie wspinał się pod ścianę płaczu w Wieliczce. Przyjechał trzeci i miał plany związane z tym wyścigiem. Dzień później, niedaleko mety w Nowym Targu był w czołówce i szykował się do finiszowej rozgrywki.
- Pamiętam, jak mijaliśmy znak 5 km do mety. Jak to mówimy w żargonie kolarskim „szedł już wtedy mocny gaz” - opowiada Karol. - Jechaliśmy 60 km na godzinę, w grupie było 15 zawodników. Wiał boczny wiatr od prawej strony. W pewnym momencie wyprzedził mnie jeden kolarz, nie wiem kto to był, wbił się przede mnie, zahaczyłem jego koło, byłem blisko pobocza i wpadłem na betonowy przepust nad rowem. Nie mogłem nic zrobić. Nie straciłem przytomności, trochę się nacierpiałem, leżąc w rowie. Miałem połamane żebra, dostałem odmy płucnej, bo jedno płuco się zapadło, oddech miałem bardzo płytki. Od razu pomógł mi ratownik medyczny z karetki. Blisko był szpital i udaliśmy się do niego.

- Karol do mnie zadzwonił z karetki – opowiada Martyna Domagalska. - Nie wiedział, że wypadek jest aż tak poważny. Przyjechałam od razu do szpitala.


Przeczytaj także: Karol Domagalski w stanie ciężkim. Czeka na kolejne operacje w szpitalu w Krakowie


Trzy tygodnie śpiączki

Żona Karola za pośrednictwem mediów społecznościowych prosiła o modlitwę za męża, relacjonowała postępy w jego leczeniu.
- Dostawałam mnóstwo telefonów z pytaniem o stan zdrowia Karola – mówi. - Chciałam, by znajomi z zagranicy, z grup, w których jeździł Karol, mieli pełną informację. Stąd moje działania.

Kolarz zapadł w śpiączkę farmakologiczną, która trwała trzy tygodnie. Po dwóch próbowano go wybudzić, ale próba spełzła na niczym, bo wtedy pękła mu śledziona.

Wtedy był już w szpitalu w Krakowie w Centrum Urazowym Medycyny Ratunkowej i Katastrof w Szpitalu Uniwersyteckim. Jeszcze minął tydzień, zanim go skutecznie wybudzono.

Obrażenia wewnętrzne, to oprócz pękniętej śledziony, uszkodzona poważnie w kilku miejscach wątroba oraz nerka. Każdy organ został jednak uratowany, obyło się bez wycięcia. Były sugestie lekarzy, by usunąć uszkodzone organy, ale decyzja jednego z nich była stanowcza, choć wiązała się z ryzykiem i zaniechano usunięcia. Kolarz ma ponadto złamany łokieć w prawej ręce, lewa już się zrosła, a w prawej stopie nie ma całkowitego ruchu, bo został uszkodzony nerw strzałkowy. Dojście do pełnej sprawności zajmie trochę czasu spędzonego na rehabilitacji. Nikt teraz nie jest w stanie zawyrokować, ile to jeszcze potrwa.

- Po wybudzeniu się, pierwsze myśli jakie miałem w głowie to takie, że kolarstwo prawie odebrało mi życie, ale teraz już z tygodnia na tydzień o tym już nie myślę, tylko o tym, by wsiąść na rower z powrotem i w przyszłym roku coś pokręcić – mówi optymistycznie. - Perspektywy są takie, że od razu po wypisaniu mnie ze szpitala lekarze powiedzieli, że nie widzą przeciwwskazań, bym znów mógł jeździć na rowerze. Wszystko zależy od tego, jak zrośnie się miednica, która była pęknięta w czterech miejscach. Po pół roku od wypadku będę mógł robić 100-procentowe obciążenia, chodzi o to, by nic nie stało się z blizną.

„Mam jednak szczęście”

Po 6 tygodniach pobytu w szpitalu, na intensywnej terapii został wypisany. W sierpniu był już w domu i oglądał Tour de Pologne.
- Oglądałem transmisje, jak dowiedziałem się o wypadku Lambrechta to był to dla mnie szok, że kolejny kolarz został tak doświadczony – mówi zawodnik. - Nie miał jednak tyle szczęścia, co ja. 22-letni talent, zapowiadający się na wielkiego kolarza. To tragedia. Nie ścigaliśmy się w tych samych wyścigach, bo on jeździ w Pro Tourze, a ja w niższej rangi zawodach. Patrząc na ten wypadek muszę stwierdzić, że miałem szczęście. Jechałem z większą prędkością. To cud, że żyję! Szczęście, że głowa i kręgosłup są całe. Będę chodził. To jest mobilizujące i pocieszające. Lekarze powiedzieli mi, że sportowiec ma większe szanse przy takim wypadku, organizm mógł poradzić sobie z takimi urazami.

W dochodzeniu do normalnej sprawności fizycznej pomaga fizjoterapeuta Tomasz Boroń. Wkrótce Domagalski uda się też na konsultację do dr Krzysztofa Ficka, specjalisty w zakresie medycyny sportowej. Natomiast w dochodzeniu do równowagi psychicznej najlepszą role terapeutyczną pełnią najbliżsi.

Żona i syn to najlepsi psycholodzy

- Żona i syn to moi najlepsi psycholodzy – mówi z uśmiechem Karol. - Gdy byłem w szpitalu, raz pojawił się psycholog. Po wybudzeniu się, nie ukrywam, byłem załamany. Nie chciałem nawet myśleć o rowerze. Teraz już nie mam żadnego urazu. Kraksy się zdarzały, ale to były „szlify”, stłuczenia, to chleb powszedni w kolarstwie. Jak zaczynałem siadać, lepiej się czuć, to pojawiła się chęć powrotu na rower. Z tygodnia na tydzień była mocniejsza.

Czy po powrocie do kolarstwa będzie jeździł ostrożniej?

- Tego się właśnie obawiam – mówi szczerze. - Z tyłu głowy będę miał ten upadek. Nie należałem do kolarzy, którzy lubili ryzyko. Pewnie już zawsze ten wypadek będzie tkwił mi w głowie. Na rowerze jeżdżę od kilkunastu lat, gdy byłem w gimnazjum. Zaczynałem jeszcze w Cracovii u trenera Stanisława Szafrańca. On polecił mi Krakusa Swoszowice, gdy sekcja w Cracovii wygasała. I tak zostałem kolarzem.

- Naszym zadaniem w domu było to, by Karola zaopiekować, odpowiednio odżywić, stworzyć mu atmosferę - mówi żona. - Wiem, że kolarstwo to największa pasja Karola i ciężko byłoby mu się rozstać z rowerem. Będę mieć pewne obawy, gdy znów zacznie startować, ale nie będę go zatrzymywać. Pierwsze dni po wypadku bardzo się dłużyły, stale było oczekiwanie, co przyniesie kolejny dzień. A teraz już czas leci bardzo szybko.

Zaufanie od Huroma

Do zawodnika zewsząd zaczęła płynąć pomoc. Od grupy Hurom, której jest kolarzem, od kibiców i różnych darczyńców.
- Mam zapewnienie od teamu Hurom, od Mirosław Kostro, że nie chcą mnie zostawić na lodzie – mówi zawodnik. - Szacunek za to dla właścicieli. Powiedzieli mi, że jeśli ja tylko będę chciał, to mnie zakontraktują na przyszły rok. Oczywiście będzie to wymagało dużego kredytu zaufania. Nie wiem, kiedy dojdę do siebie, czy będzie to czerwiec, czy lipiec, a może końcówka przyszłego sezonu. Według profesjonalnej umowy trzeba się pojawiać na starcie przynajmniej co trzy miesiące, ale w specjalnych przypadkach są wyjątki.

Pomaga też była grupa – hiszpańska Caja Rural. Służy pomocą medyczną, lekarstwami i innymi specyfikami. Jest w stanie załatwić i opłacić specjalistów od rehabilitacji.

Bardzo zaangażował się w pomoc wychowawca Domagalskiego trener Zbigniew Klęk z Krakusa, który bardzo mobilizował lekarzy, by walczyli o Karola.

- Dziękuję wszystkim, których nie sposób wymienić, którzy się za mnie modlili i wpłacali datki – mówi zawodnik. - Pomoc płynie ze wszystkich stron. Nie spodziewałem się takiego odzewu. Jestem zwykłym „szaraczkiem”.

Niedawno w Skale zorganizowano piknik, podczas którego kolarze amatorzy wsparli zawodnika. Uruchomiono specjalne konto pomocowe, by zbierać pieniądze na rehabilitację.

Nie czekają go już żadne operacje, tylko spokojne dochodzenie do sprawności. Odbudowa mięśni. Teraz waży 50 kg. Podczas ostatniego wyścigu było to 76 kg przy wzroście 190 cm.

- Jak zobaczyłem moje nogi po wybudzeniu się, to się przestraszyłem – opowiada Karol. - Nie miałem tkanki zapasowej. Organizm „zużył” mięśnie do walki, do odżywiania. Mięśnie jednak odbudują się w ciągu pół roku od chwili, w której stanę.

Zostanie przy kolarstwie

Domagalski był bardzo aktywnym człowiekiem – codzienne kilkudniowe treningi, starty, przemieszczanie się po Europie z wyścigu na wyścig. Teraz jest stagnacja.

- Miałem z tym problem, chciałem gdzieś wyjść, a nie dało się – mówi Domagalski. - Byłem bardzo słaby. Siedziałem przez minutę i musiałem od razu kłaść się. Teraz jestem poddany zupełnie odwrotnemu procesowi do treningu sportowego, trzeba cierpliwości, cierpliwości i jeszcze raz cierpliwości. Jest dużo czasu wolnego, jest „zjadacz czasu” (Domagalski wskazuje na telewizor - przyp.), ale postanowiłem poszerzać swą wiedzę o teorię kolarstwa, treningu. Wiedzę praktyczna mam. A teraz zacząłem sobie układać nowy plan na życie. Mam doświadczenie, ale brakuje mi teorii. Chciałbym zostać przy kolarstwie, być może jako trener.
Domagalski śledził zmagania Vuelty Espana. Teraz ma trochę czas na kibicowanie. Gdy zajmował się własną karierą kompletnie nie było na to czasu.

- Zacząłem się interesować poszczególnymi zawodnikami – opowiada. - Szukam informacji na ich temat. A jeździłem z nimi i wtedy nie zwracałem na nich uwagi. Z dawnej grupy Caja Rural jest Omar Fraile, Luis Leon Sanchez, obecnie w Astanie. Jak widzę, jak sobie radzą na tych przełęczach górskich, to jestem pod wrażeniem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska