Po raz pierwszy podczas tego wyjazdu na Ukrainę widziałem z bliska, lecący kilkadziesiąt metrów nad ziemią, myśliwiec. Uznałem, że to ukraiński, bo gdyby był to rosyjski, mógłby siać zniszczenie. To mnie bardzo podniosło na duchu, bo pomyślałem sobie, że po raz pierwszy w swoim życiu oglądam wojnę, w której strona zaatakowana przez Rosję ma też takie uzbrojenie, czyli lotnictwo. To podnosi na duchu, bo to oznacza, że nie mamy do czynienia z bezbronnym krajem, a Rosja zwykła atakować kraje bezbronne, gdzie jej przewaga jest 10-krotna, albo 100-krotna – mówi Marcin Mamoń w swojej relacji z Ukrainy.