MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kowalczyk zaczyna harówkę

Redakcja
- Od czterech lat utrzymuję się w światowej czołówce, ale mam świadomość, że mogę biegać jeszcze lepiej. Dążę do tego i z taką myślą trenuję. - mówi Justyna Kowalczyk, jedna z najlepszych biegaczek narciarskich świata. Rozmawia Przemysław Franczak.

Jutro wyjeżdża Pani do Ramsau i rozpoczyna przygotowania do nowego sezonu. Zdążyła Pani odpocząć?
Wakacje nie były długie, zwłaszcza że po zimie zawsze jest sporo spraw do załatwienia. Uporałam się jednak ze wszystkim, trochę zrelaksowałam, bo w domu spędziłam dwa tygodnie więcej niż zwykle, więc wiosnę mogę uznać za bardzo udaną.

Nie myśli Pani sobie: "Ech, przydałoby się jeszcze trochę wolnego"?
Nie, bo wiem, że trzeba trzymać się planu i ruszyć z przygotowaniami. To, co wypracuję latem na treningach, zwróci się w zimie podczas zawodów.

Coś się zmieni w przygotowaniach w porównaniu do ubiegłych lat?
Wszystko jest w głowie trenera. Sam system będzie podobny do tego z ubiegłego roku. W każdym miesiącu spędzę trzy tygodnie na zgrupowaniach.

Nowością ma być obóz w Zakopanem. W ojczyźnie raźniej?
Na pewno tak, bo podczas okresu przygotowawczego rzadko bywam w Polsce i bardzo mi tych pobytów brakuje. Z tym, że z Zakopanem to nie jest taka wielka nowość, bo już zdarzało mi się tu trenować. Tym razem spędzę pod Tatrami, które uwielbiam, dziesięć dni. Nie ma tu co prawda trasy nartorolkowej, ale tak ułożyliśmy plan treningów, żeby mocno popracować w terenie i wykorzystać nasze góry.

Podobno planujecie też wyjazd do Nowej Zelandii.
Jest taki pomysł, ale na razie nie ma w tej sprawie ostatecznej decyzji.

Latem będzie Pani też pracować nad poprawą elementów techniki?
Oczywiście, sport ewoluuje i ja również. O to chodzi w przygotowaniach: trzeba wzmacniać mocne strony, a słabe spróbować poprawić.

W Pani przypadku te słabe to jakie?

Och, musielibyśmy zacząć rozmawiać o teorii biegów narciarskich, a nie mamy na to tyle czasu (śmiech). Nie ma w każdym razie narciarzy idealnych. Każdy pracuje na to, by przed sezonem startów doprowadzić swoje ciało i mobilizację do perfekcji.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że chce wrócić na szczyt. Co to znaczy? Chce Pani przeskoczyć Marit Bjoergen?
Nie wszystkie słowa wypowiedziane przeze mnie w wywiadach są moimi słowami, jeśli pan rozumie, co mam na myśli. Ja na szczycie już przecież jestem. Od czterech lat utrzymuję się w światowej czołówce, ale mam świadomość, że mogę biegać jeszcze lepiej. Dążę do tego i z taką myślą trenuję.

To jak Pani ocenia z perspektywy czasu poprzedni sezon?

Był ciężki, ale jestem zadowolona z osiągniętego poziomu sportowego i z pracy całej ekipy. Może wielkich powodów do satysfakcji nie ma, bo najczęściej kończyłam biegi na drugim miejscu, ale zawsze to lepiej niż na czwartym.
Cele na kolejny sezon już Pani ustaliła?
Jeszcze nie, ale na pewno coś wymyślę.

Jedne zawody będą dla Pani na pewno wyjątkowe: 18 i 19 lutego Puchar Świata zostanie zorganizowany w Szklarskiej Porębie.

O tak, jestem szczęśliwa, że będę mogła wystartować przed polską publicznością. To będzie dla mnie wielkie przeżycie i jedna z głównych imprez sezonu.

Organizatorzy zastanawiali się, czy nie zorganizować biegu przez Szrenicę, który byłby widowiskowy, ale bardzo niebezpieczny. Pani sprzeciw sprawił, że zrezygnowano z tego pomysłu.

Z nikim o nic się nie biłam, ale w takim biegu nie wzięłabym udziału. Cieszę się, że PZN zaproponował takie dystanse (sprint i 10 km), w których będę mogła wziąć udział.

Bieg przez Szrenicę w tym czasie się odbędzie, ale nie w ramach PŚ. To mają być zawody komercyjne, dla chętnych. Rozumiem, że Pani się nie zgłosi?

W Pucharze Świata czeka mnie około pięćdziesięciu startów. W tym czasie, czyli od 1 listopada do 30 marca, w domu jestem przez cztery dni. Nie mam czasu na takie rzeczy.

Jest Pani ambasadorką "Biegu na igrzyska", programu, który ma wspomóc rozwój biegów narciarskich w Polsce. Takie przedsięwzięcie wystarczy, żebyśmy za kilka lat mieli mocne reprezentacje, a nie tylko jedną jedyną Justynę Kowalczyk?

"Bieg na igrzyska" to milowy krok w tym kierunku, by za jakiś czas kadra stała się mocna i żeby było z czego wybierać kandydatów do reprezentacji. Ale ten jeden program nie załatwi wszystkiego. Potrzeba też dobrych trenerów, którzy w odpowiednim momencie pokierują tymi dzieciakami. Z wybijającą się młodzieżą powinni pracować najlepsi szkoleniowcy. Potrzebni są też sponsorzy, którzy wspomogliby tych trochę starszych zawodników, no i - co chyba najważniejsze - w Polsce brakuje nam infrastruktury. Przykład: w tej dyscyplinie przez pół roku trzeba trenować w letnich warunkach, a my nie mamy ani jednej trasy nartorolkowej. A one przecież nie są wcale wielkim obciążeniem dla budżetu. O ich budowanie gorąco apeluję. Ja już pewnie na nich nie pobiegam, ale fajnie by było, żeby młodsi ode mnie na tym skorzystali.

I tym wpatrzonym w Panią dzieciakom, co by Pani doradziła?

Ciężko trenujcie i nie poddawajcie się. To najważniejsze.

Rozmawiał Przemysław Franczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska