Pani Karolina jest miłośniczką wspinaczki skałkowej, w minioną niedzielę po południu wróciła z Doliny Szklarki koło Jerzmanowic. Wrzuciła plecak ze sprzętem do pudełka pod łóżkiem i poszła spać. Węża zobaczyła dokładnie dobę później – w poniedziałkowe południe wylegiwał się w przedpokoju.
Chwilę wcześniej mieszkanka Krakowa zaczęła przepakowywać wspinaczkowy „szpej”, który dzień wcześniej wykorzystywała na Słonecznych Skałach. I to właśnie najprawdopodobniej tam żmija niespostrzeżenie wpełzła do plecaka i przyjechała w nim do Krakowa.
– Najpierw było zdziwienie, myślałam, że ktoś sobie zrobił żart. Żmija się nie ruszała, przyglądałam się jej w szoku i z zaciekawieniem dobre parę minut. Zrobiłam zdjęcie, filmik. Nie bałam się, bo to było zbyt abstrakcyjne – opowiada Karolina Kondrak.
Po telefonicznej konsultacji z przyjaciółkami zadzwoniła do Straży Miejskiej, a później do firmy, która zajmuje się wyłapywaniem dzikich zwierząt. Przyjechali po zwierzę bardzo szybko. – Żmija była mała, ale już mogła kąsać. Życiu dorosłego nie zagrażała, ale z dziećmi mogło być gorzej – mówi Karolina Kondrak.
Informacje o wyjątkowej wciąż aktywności gadów płyną nie tylko z Jury Krakowsko-Częstochowskiej, ale także z Beskidów. Spotykają je wciąż bardzo często turyści, a także osoby zbierające w lasach grzyby, także na Podhalu.
– Rok jest dość ciepły, a ten gatunek lubi taką pogodę. Choć to dziwne, bo w tym roku wyjątkowo dużo młodych miały bociany, a to one odpowiadają ze obniżanie populacji żmij – mówi Roman Latoń, nadleśniczy z Nowego Targu.
Doświadczony leśnik przypomina, że żmije nie atakują niezagrożone, a idąc do lasu, najlepiej wziąć ze sobą długi kij i sprawdzać nim teren przed sobą. – Nie przydepniemy jej na pewno, bo zdąży uciec – mówi Roman Latoń.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: