Za pierwszym razem Rafał W. ze wspólnikiem zabił i obrabował mężczyznę, a teraz jego ofiarą padła kobieta...
Śledztwo prowadzone od sierpnia 2014 r. przez Prokuraturę Rejonową dla Krakowa Podgórza było trudne, poszlakowe. Jeden ze świadków widział, jak Rafał W. bił pokrzywdzoną i za włosy wciągnął do mieszkania przy ul. Myślenickiej. Skatowana kobieta zmarła miesiąc później w krakowskim szpitalu.
Poprzednia konkubina oskarżonego zeznała potem w śledztwie, że mężczyzna ma „mocny prawy sierpowy” i zdarzało mu się być agresywnym wobec niej. Pozostawało pytanie, czy dowody śledczych wystarczą, by skazać mężczyznę za zabójstwo. Nie wystarczyły.
- Przyznaję się, ale tylko do pobicia Moniki K.- mówił Rafał W. na sali rozpraw. Prokuratura zarzucała mu zabójstwo w recydywie, za które groziło co najmniej 12 lat więzienia. W mowie końcowej oskarżyciel publiczny domagał się dla mężczyzny 25 lat pozbawienia wolności, ale nie zapadł tak surowy wyrok.
Sąd zmienił kwalifikację prawną czynu na ciężki uszczerbek na zdrowiu skutkujący śmiercią. Takie rozwiązanie prawne zasugerował zresztą Rafał W. w odpowiedzi na akt oskarżenia. Miał taką możliwość, bo jego sprawa toczyła od ub.r. w nowej procedurze.
Na rozprawie 40-latek potwierdził wprost, że faktycznie pobił partnerkę, przyznał się do tego i, jak wyjaśnił, nie miał zamiaru jej zabić. Zaatakował, bo był wzburzony podejrzeniami, że kobieta go zdradza.
W sensie prawnym, dowodził Rafał W., to czego dokonał w mieszkaniu przy Myślenickiej było ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu Moniki K. skutkującym jej śmiercią. Za taki czyn grozi maksymalnie 12 lat więzienia i dlatego chciał dobrowolnie poddać się karze 6 lat pozbawienia wolności.
Ostatecznie sąd skazał go na 10 lat więzienia. Wyrok w jego sprawie nie jest prawomocny.