Zniecierpliwieni zarzucają personelowi opieszałość, złą organizację pracy. Reporterzy "Gazety Krakowskiej" sprawdzili, jak funkcjonuje nowy oddział ratunkowy przy ul. Kopernika. Przez kilka dni wybieraliśmy się tam wieczorem, gdy jest największy ruch chorych.
Wtorek, godz. 22. W poczekalni SOR-u jest około 10 pacjentów wraz z rodzinami, są dwa wolne krzesła. Za rozsuwanymi drzwiami - druga poczekalnia, do której trafiają chorzy po rejestracji i po wstępnym badaniu, tzw. triażu. Tam rodziny nie mogą wchodzić. Na dyżurze jest czterech lekarzy (trzech od godz. 23 ) i sześcioosobowy zespół pielęgniarek i ratowników.
- Od godz. 14 jestem tu z mamą, to starsza schorowana osoba. Dostała wewnętrznego krwotoku. Cztery godziny temu weszła do drugiej poczekalni i teraz tam sama siedzi - opowiada pani Maria.
- Tkwimy tu od 20. 15 - mówi Aleksander. - Mamie spuchło kolano, zwija się z bólu, nie może chodzić. W ciągu dwóch godzin przeszła tylko przez wstępną segregację. Może przed północą trafi do lekarza? - rozkłada ręce.
- Żona po upadku ma spuchniętą rękę, nie może nią poruszać. Siedzimy od 20, kolejka ani drgnęła - skarży się Michał. - Niedawno ze szwagrem wylądowałem na SOR-ze w Katowicach. W ciągu 40 minut miał zrobiony rentgen i był zbadany przez lekarza - dodaje.
Ubiegły wtorek, godz. 19. Pacjentka, której coś wbiło się w oko, czeka na przyjęcie od dwóch godzin. - Zrezygnowałam, gdy się okazało, że wzywają do lekarza chorych z godz. 14! - mówi pani Magda.
Pani Helena przyprowadziła siostrę na SOR o godz. 12. O godz. 19 wciąż nie wie, co z nią jest. - Obiecują, że lekarz przyjdzie i powie. Ale kiedy? - skarży się.
Pielęgniarka z innego oddziału w drodze do pracy złamała nogę. Na przyjęcie czekała od 19, o 21 jeszcze nie była zaopatrzona.
Czwartek, 25 lipca, godz. 19. Pani Monika zgłasza się na SOR z ostrym bólem (kłębuszkowe zapalenie nerek). Do gabinetu lekarza trafia dopiero po północy. Pan ze złamanym palcem i dziewczyna z raną do szycia mają dość czekania i rezygnują z kolejki. Chorzy nie ruszają się z poczekalni, by nie przegapić swojej kolejki. Krewni donoszą im kanapki, picie.
Stefan Bednarz, wicedyrektor Szpitala Uniwersyteckiego, zapewnia, że po skargach pacjentów jest już opracowywany plan naprawczy.
- Szukamy źródła problemu - mówi. - Będą szkolenia dla personelu z zakresu kontaktu z pacjentami, przepływu informacji, umiejętności połączenia kilku czynności. Codziennie jestem na SOR-ze i obserwuję personel, wyszukuję błędy w ich pracy - dodaje.
Dyrekcja opracowuje też ankiety, które niebawem dostaną chorzy. - Chcemy wyjaśnić, z jakimi schorzeniami się zgłaszają, kto tu ich kieruje, ile czekają na triaż, diagnostykę, konsultację - zaznacza Bednarz.
Zaś Krystyna Załustowicz, szefowa SOR-u, przypomina, że w pierwszej kolejności lekarze muszą się zająć pacjentami z zagrożeniem życia, którzy są przywożeni karetkami. A to trwa.
- Pacjenci z udarem czy wielonarządowym urazem wymagają natychmiastowej interwencji, nie mogą czekać - tłumaczy.
Czy to oznacza, że pacjenci z mniejszymi dolegliwościami muszą tkwić przez osiem godzin w poczekalni?
- Postaramy się to zmienić - zapewnia Stefan Bednarz. - Zastanawiamy się nad utworzeniem osobnej jednostki dla drobnych wypadków - kwituje.
Narodowy Fundusz Zdrowia
Jolanta Pulchna, małopolski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia: - Kontrakt SOR-u Szpitala Uniwersyteckiego wynosi 7,4 mln zł. Nie mamy wpływu na to, w jakim tempie przyjmowani są pacjenci. Takie oczekiwanie cierpiącego jest trudne, ale nie ma mechanizmów, by zweryfikować, czy szpital robi wszystko, co możliwe, by skrócić ten czas. Podczas kontroli SOR-ów sprawdzamy spełnianie wymogów (w Uniwersyteckim są spełnione), a jeśli pojawiają się skargi od pacjentów, wyjaśniamy je.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+