- Trochę tej histerii było - wspomina dzisiaj chłopiec. - O dziwo, nic mnie nie bolało, ale co tam ukrywać - najadłem się strachu, że już nigdy nie skończę tej szopki. Lekarze jednak obiecują, że się uda - cieszy się Łukasz Zegar.
Chłopak urodził się w czepku, mimo że miał pecha. Takie zabiegi rekonstrukcyjne są bowiem niezwykle trudne, nie zawsze kończą się sukcesem. Zwłaszcza, że odciął sobie dłoń w najgorszym miejscu, jakie tylko może być - tam, gdzie jest splot wszystkich nerwów i naczyń.
Lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu wcale nie byli pewni, że naczynia po rekonstrukcji i zszyciu podejmą swoje funkcje. Operowali całą noc. Szew po szwie zespolili wszystkie zmiażdżone naczynia tętnicze, żylne, nerwy, ścięgna. Na każde naczynko nakładali cztery - pięć szwów. Co jest najtrudniejsze w takich zabiegach? - Znaleźć końcówki ścięgien i naczyń, bo wyrwane uciekają. Trzeba je wszystkie odszukać i zespolić - wtajemnicza dr Jan Skirpan, który wykonał operację Łukaszowi Zegarowi.
Zabieg odbył się osiem dni temu. Trwał ponad osiem godzin. - Dzisiaj już możemy powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ręka chłopca jest ukrwiona, o czym świadczy naturalny kolor palców, w innym wypadku byłyby czarne. Łukasz może poruszać wszystkimi palcami. Proces gojenia odbywa się bez powikłań - informuje dr Skirpan.
O sukcesie operacji zdecydował także fakt, że chłopiec dosyć szybko został przywieziony do szpitala w Prokocimiu. Łukasz Zegar mieszka we wsi Zalasowa, jest to 20 km od Tarnowa. Najpierw w lokalnej przychodni zabandażowano mu odciętą dłoń. Potem wezwano karetkę, która w ciągu godziny dowiozła pacjenta do Krakowa.
Łukasz dziś czuje się dobrze, problemów ze snem nie ma, a i humor mu dopisuje. - No bo czym się przejmować, takie lekkie draśnięcie mam - śmieje się trzynastolatek. - Na szczęście dostałem już przepustkę na święta, a to oznacza, że szopkę mimo wszystko zakończę - dodaje.