Poszarpana ręka w wyniku wybuchu petardy, urwany palec na ściance wspinaczkowej, otwarte złamanie kostki, uraz głowy, głęboka rana cięta mięśnia trójgłowego przedramienia, rana kolana po urazie kuflem od piwa. To tylko część urazów, które miały miejsce minionej nocy.
Feralna petarda. Skutki bardzo bolesne
21-letni Kacper trafił na SOR z opuchniętą prawą ręką: - Jak boli! Już nigdy nie odpalę petardy! - mówił. Młody chłopak trafił do szpitala jeszcze przed północą. Wybuchła mu w ręce odpalana petarda.
Miał jednak szczęcie, ponieważ nie ściskał jej mocno. Trzymał w półotwartej dłoni, co osłabiło siłę wybuchu. Dlatego skończyło się tylko na bolesnych obrażeniach.
Lekarz dyżurny, chirurg, który zszywał mu rany szarpane na palcach i kciuku, w sumie założył 19 szwów, w tym dziesięć tylko na kciuku, widział jak chłopak wzdryga się przy każdym wybuchu sztucznych ogni po północy.
– Trauma – skomentował lekarz Konrad Król i tłumaczył pacjentowi: - Masz połamane cztery paliczki (końce palców). I sporo szczęścia. Mogło się skończyć na urwanych palcach i poparzonej twarzy. Petardy to jednak materiały wybuchowe.
21-latek zdobył się również na smutne podsumowanie: – Dobrze, że to ja odpalałem. Chciała moja siostra, ma 15 lat, ale jej nie pozwoliłem.
Zanim został wypisany do domu, rękę trzeba było jeszcze unieruchomić. Złamane kości paliczków będą się zrastać około trzech tygodni. W międzyczasie Kacper musi jeszcze zmieniać opatrunki na poranionych palcach i pilnować terminów kontroli.
Obrączka na ściance to same kłopoty
Minionej doby SOR szpitala wojskowego w Krakowie chcąc nie chcąc musiała również odwiedzić młoda mężatka, która podczas wspinaczki zapomniała zdjąć obrączkę. Zaczepiła nią w czasie wspinania. Niestety kosztowało ją to ... palec.
– To rzadki i raczej nietypowy uraz. Palec nie tylko został urwany, wyrwane także zostało ścięgno. Nie można go z powrotem „włożyć” na swoje miejsce. My dziś nie mamy dyżuru replantacyjnego, koledzy z Gliwic mają i postanowili spróbować uratować palec wspinaczki – tłumaczył kpt. lek. Łukasz Wawrzyniak, rezydent Kliniki Chirurgii Urazowej i Ortopedii szpitala wojskowego.
Co można zrobić w takiej sytuacji? Albo amputować palec poniżej środkowego paliczka i potem dopasować silikonową, estetyczną protezę do złudzenia przypominająca palec albo oderwaną część palca zaszyć w powłokach skórnych brzucha, żeby wytworzyły się naczynia krwionośne i cześć skóry, a potem zrekonstruować palec. Można też przeszczepić palec od nogi. Operacje replantacyjne to jednak skomplikowane, trwające nawet po kilkanaście godzin zabiegi, które angażują większy zespół lekarko-pielęgniarski niż zwykła operacja. Stąd dyżury replantacyjne konkretnych szpitali w konkretnych dniach.
2,9 promila alkoholu w wydychanym powietrzu
Kolejny pacjent miał otwarte złamanie kostki. Stopa do której nie dopływała krew powoli siniała. Tymczasem czterdziestolatek, który jak mówił, poślizgnął się na schodach pod Wawelem próbował jeszcze wstawać.
Personel szpitala nie dość, że musiał szybko uporać się z tak poważną raną, dodatkowo musiał jeszcze przekonywać pacjenta, by ten nie wstawał z łóżka.
Kpt. Wawrzyniak skupił się na zaopatrzeniu rany. Kilka wprawnych ruchów i kość kostki zniknęła wewnątrz nogi. Stopa powoli odzyskała normalny kolor. Ale to nie koniec. Razem z Konradem Królem sprawdzili, czy na pewno jest tętno w granicy tętnicy piszczelowej. Na szczęście jest. Po usztywnieniu nogi, 40-latek mógł poczekać na oddziale na operację aż spadną promile w wydychanym powietrzu i będzie go można bezpiecznie usypiać.
– Musimy operować kostkę. Wewnątrz jest zapewne sporo złamań, a takie urazy niosą niestety duże ryzyko martwicy – wyjaśniał kpt Łukasz Wawrzyniak.
Ostra jak brzytwa butelka
Kolejna pacjentka wjechała na SOR w sylwestrowej, czarnej cekinowej sukience. Miała ciasno zawinięte ramię, a pod bandażem głęboką, szeroką ranę i przecięty mięsień trójgłowy ramienia. Po wyczyszczeniu rany, dyżurny chirurg założył 7 szwów.
– Upadłam na butelkę – mówiła szczupła blondynka, gdy ratownikom i lekarzowi udało się ją dobudzić.
Była też młoda dziewczyna z epizodem depresji i myślami samobójczymi, cudzoziemiec z zapaleniem płuc, który musiał zostać w szpitalu choć początkowo chciał koniecznie wracać do siebie bo jutro ma samolot do Anglii, starsza pani z krwiopluciem, inna z rozciętym czołem – przewróciła się w łazience i kolejna z wysokim ciśnieniem. W międzyczasie także lżejsze przypadki… Wszyscy w ciągu niespełna pięciu godzin.
– To mój czwarty Sylwester na SOR. Ten jest zdecydowanie najbardziej roboczy. Czyli z poważnymi przypadkami – przyznał Oskar Skowron, ratownik.
Co zaskakujące nie było dużo pacjentów z upojeniem alkoholowym, którzy przeważali w ubiegłym latach. Być może dlatego, że Kraków już nie organizuje dużej miejskiej imprezy.
Dotychczasowe doświadczenie zespołu SOR-u na Wrocławskiej każe spodziewać się sporej liczby pacjentów także 1 stycznia.
