- Jak się spojrzy po centrum Krakowa, to mamy: banki, sklepy i apteki - zauważa Magdalena Bassara, przewodnicząca Grzegórzek. - I nagle, z tego gąszczu pozostaje sześć działających w święta i w nocy. Dwie z tych dyżurujących aptek znajdują się przy ulicach, o których pierwsze słyszę, choć od urodzenia mieszkam w Krakowie. To nie do przyjęcia. Jak ktoś ma chore dziecko, z gorączką, przyjdzie mu jechać kawał drogi - denerwuje się.
Michał Marszałek, dyrektor magistrackiego biura ochrony zdrowia zazacza, że nie każda apteka spełnia warunki, by pełnić dyżury nocne i weekendowe. - Potrzebne jest odpowiednie pomieszczenie, większa kadra - wymienia. - Nigdy nie mieliśmy skarg na problemy z dostępnością do aptek. Nie ma też obawy, że z sześciu zostanie jedna. Każda, która rezygnuje z dyżuru, musi zapewnić sobie zastępstwo. Zdaniem Piotra Jóźwiakowskiego, prezesa Okręgowej Izby Aptekarskiej taka liczba jest wystarczająca. - Jeśli ktoś jest w stanie zmusić apteki do dyżurowania, niech się tego podejmie - proponuje. - Za nocny dyżur trzeba zapłacić, dać pracownikowi wolny dzień. Dla apteki nie jest to opłacalne finansowo. Doświadczenie pokazuje, że w nocy przychodzą najwyżej dwie osoby z receptą. Obsadziliśmy sześć największych dzielnic. Z punktu widzenia ekonomicznego, to najlepsze rozwiązanie.
Jerzy Woźniakiewicz, radny komisji zdrowia podkreśla, że te sześć aptek całodobowych to minimum. - Inne nie muszą, ale mogą być otwarte w nocy i w święta - tłumaczy. - I okazuje się, że wiele aptek z własnej, nieprzymuszonej woli wydłuża godziny pracy. W centrach handlowych są one otwarte w weekendy, do późna. Wszystko dyktuje rynek i konkurencja - dodaje.