Calutki owad długości dwóch centymetrów, mieni się opalizującą złoto-zieloną barwą. Ostateczny odcień zależy od tego, pod jakim kątem pada na niego światło. Kruszczyca to dziecko słońca. Żyje w ciepłych, nagrzanych okolicach pełnych kwitnących roślin. Nie jest specjalnie rzadka, ale ja widziałem ją drugi raz w życiu. Do ogrodu zwabił ją krzew azalii pontyjskiej.
Zapach setek kwiatów wydziela aromat wyczuwalny z daleka. Usiadła na żółtych pąkach tuż przed moim nosem, a ja tylko wykorzystałem zesłaną przez los okazję. Nie była wdzięcznym obiektem fotograficznym. Gdy chciałem ją nieco upozować, plunęła brązową cieczą.
Fuj! Potem spadła na ziemię udając martwą. Musiałem z trudem układać ją na kwiatach. Szczęśliwie wyczerpała zapas śliny, bo nie miałem czasu na mycie rąk. Na końcu odleciała bez pożegnania, wykorzystując chwilę nieuwagi. Rozłożyła błoniaste skrzydełka ukryte pod błyszczącymi pokrywami i tyle ją widziałem.