
Wspominaliśmy już kultowe słodycze i wytrawne smaki, bez których, w czasach słusznie minionych, nie odbyło się żadne wesele, urodziny czy domówka. Dzisiaj wspominamy napoje, które towarzyszyły imprezom rodzinnym i domówkom w PRLu. Niektóre z nich zniknęły ze sklepowych półek, inne powróciły po latach do łask. Czy smakują tak samo? Jak marki wykorzystują tradycję do promowania swoich produktów? Długa historia marki to doskonały sposób na skuteczny marketing. W galerii znajdziesz co najmniej kilka pozytywnych przykładów.

Kompot Babuni
Bez sztucznych dodatków, barwników, konserwantów. Czysta słodycz i natura zamknięta w słoiku. Współcześnie wraca moda na robienie przetworów. Niektórzy śmiałkowie próbują sprzedawać babcine mikstury i robić z nich globalny biznes. Zimny kompot to wybawienie w czasie letnich upałów.

Oranżada Helena
Świąteczny napój, który swego czasu był na każdym polskim stole. Helena zastąpiła kompot babuni. Była kolorowa i gazowana. Kosztowała niewiele a była słodkim przysmakiem, szczególnie dla dzieci.

Oranżada w proszku
Była dostępna w każdym szkolnym sklepiku. Sprzedawana także w osiedlowych sklepach spożywczych a także w marketach i na targach. Pakowana w kolorowe woreczki albo cienkie rurki. Dzieciaki nie zawsze znajdowały czas, żeby łączyć ją z wodą. Z resztą po co to robić, skoro sam proszek tak fajnie rozpuszcza się w ustach?