Mężczyzna poczuł się źle w niedzielę wieczorem. Wezwana karetka zawiozła go do szpitala w Limanowej. Badanie ekg niczego nie wykazało, więc nad ranem żona zabrała męża do domu. Tego samego dnia w południe zasłabł. Dzieci zaalarmowały pogotowie. Znowu trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Limanowej. Został wypisany o godzinie 20. Zalecono mu branie środków przeciwbólowych. Leki nie pomogły, więc we wtorek rano 41-latek pojechał autem do ośrodka zdrowia w Laskowej. Zmarł, zanim zdążył zbadać go lekarz.
- Pacjent zasłabł i przewrócił się. Reanimowaliśmy go przez 20 minut - opowiada Elżbieta Przechrzta-Bednarczyk, kierownik Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Laskowej. - Potem przejęła go załoga karetki.
Ratownicy prowadzili reanimację kolejnych 40 minut. Bez powodzenia. Po informacji o nagłej śmierci sprawą zainteresowały się policja i prokuratura. - Zabezpieczyliśmy dokumentację i zleciliśmy sekcję zwłok pacjenta - mówi Janina Tomasik, prokurator rejonowy w Limanowej. Nie kryje zaniepokojenia tym, co dzieje się w limanowskim szpitalu. Od maja 2012 r. doszło tam do trzech zgonów, co do których istnieje podejrzenie, że mogły być skutkiem błędów lekarskich. Zarzutów na razie nikomu nie postawiono.
41-latek z Laskowej osierocił piątkę dzieci. Najmłodsze ma pięć, najstarsze 18 lat. Mężczyzna żył z niewielkiego zasiłku pielęgnacyjnego. Opiekował się ociemniałą matką. - Objęliśmy rodzinę zmarłego wsparciem psychologicznym, wspomożemy ją też finansowo - zapewnia wójt Laskowej Stanisława Niebylska. Dobrze znała zmarłego. Był spokojnym, oddanym rodzinie człowiekiem.
Mariusz Bobula, dyrektor ds. medycznych szpitala w Limanowej, przekonuje, że pacjenta wypisano z SOR, gdyż nie było wskazań do hospitalizacji. - Był diagnozowany i obserwowany - podkreśla Bobula. - Jego stan był dobry, gdy go wypisywano.
Nie chce ujawnić, jakie badania wykonano 41-latkowi ani co mogło spowodować śmierć. Dodaje, że toczy się wewnętrzne postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. - Są choroby, które wciąż nas zaskakują, mimo diagnostyki - kończy. Wczoraj z głównym dyrektorem Marcinem Radziętą złożył kondolencje wdowie.
Seria dziwnych zgonów w szpitalu
Od roku toczą się trzy śledztwa w sprawie błędów lekarskich w szpitalu w Limanowej.
W maju 2012 roku na intensywną terapię trafił 23-latek, który spadł z rusztowania w Pisarzowej. Był leczony przez miesiąc. Uznano, że jego stan się poprawił i przeniesiono go na chirurgię urazową. Cztery dni później zmarł z powodu niedotlenienia mózgu.
W czerwcu 2012 r. 23-letnia ciężarna kobieta, po odejściu wód płodowych, czekała całą noc na cesarskie cięcie. Gdy operację w końcu wykonano, jej bliźniaki były już martwe.
W lutym tego roku w toalecie oddziału wewnętrznego wykrwawił się 38-letni pacjent. Dwukrotnie wracał do szpitala. Zmarł, zanim postawiono diagnozę.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+