https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Maaskant będzie twardo rządził w Wiśle Kraków

Bartosz Karcz
Holender Robert Maaskant imponuje wzrostem, co było widać na wczorajszym treningu, gdy stawał przy niektórych piłkarzach Wisły
Holender Robert Maaskant imponuje wzrostem, co było widać na wczorajszym treningu, gdy stawał przy niektórych piłkarzach Wisły Andrzej Banaś
Krótka odprawa w szatni, podczas której wyjaśniono sobie zasady współpracy, a później trening przy padającym deszczu - tak wyglądał pierwszy dzień pracy z zespołem Roberta Maaskanta, nowego trenera Wisły Kraków

. Kilkadziesiąt minut na boisku, które mieliśmy okazję zobaczyć, pokazały człowieka niezwykle zaangażowanego w zajęcia. Maaskant ciągle pokrzykiwał, podpowiadał, tłumaczył, a najczęściej wypowiadanym przez niego słowem podczas wewnętrznej gry było "szybciej".

- Musimy jak najdłużej utrzymywać się przy piłce. Oglądałem mecze Wisły i uważam, że drużyna za łatwo traci piłkę - tłumaczył swoją filozofię gry Holender po zakończeniu treningu. Po chwili błysnął humorem, gdy zapytany, czy rozpoznaje już piłkarzy "Białej Gwiazdy", odparł: - Wszystkich. Tylko z rozróżnieniem braci Brożków mam problem, dlatego wołam do nich "hej"...

O tym, że żartów w pracy nie będzie, przekonał inną wypowiedzią. - Dzisiaj był łatwy trening. Od jutra zaczynamy mocniejsze zajęcia. W Polsce Maaskanta dopiero poznajemy. Myli się jednak ten, kto sądzi, że jego pierwszy kontakt z Polakami miał miejsce, gdy w roli szkoleniowca NAC Breda zagrał z Polonią Warszawa w Lidze Europejskiej. Okazuje się, że już w dzieciństwie Maaskant poznał osobę mocno związaną z Krakowem. Mowa o Januszu Kowaliku, byłym piłkarzu Cracovii, od lat mieszkającym w Holandii. Kowalik o nowym szkoleniowcu Wisły wypowiada się w samych superlatywach.

- Znam Roberta znakomicie i to od małego - mówi. - Jako chłopiec bawił się z moimi dziećmi, bo przyjaźniłem się z jego ojcem. Piłkarzem Robert był średnim, natomiast mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to bardzo dobry trener. Fachowiec, który ma dużą renomę w Holandii.

Rzeczywiście. Maaskant w swoim kraju ma opinię dobrego trenera. Co prawda, nie pracował nigdy z największymi klubami kraju tulipanów, ale tam gdzie był, pozostawiał po sobie dobre wrażenie. I to mimo tego, że potrafi rzucić pracę z dnia na dzień. Tak było w RBC Roosendaal, gdy dymisję złożył na konferencji prasowej po jednym z meczów. Tak było i teraz, gdy odszedł do Wisły, choć dzień wcześniej rozmawiał z dziennikarzami na temat przygotowań Bredy do sobotniego meczu z Heerenveen. Skończyło się tak, że porażkę NAC oglądał już z trybun...

- Nie chcę wnikać w powody takich decyzji Roberta - mówi Kowalik. - Nie można opierać się tylko na tym, co pojawia się w mediach. Skoro Maaskant rezygnował w taki sposób, to musiał mieć rzeczywiście ważne powody. To bowiem, jak większość holenderskich trenerów, człowiek, który mocno angażuje się w swoją pracę.

Uzupełniając wypowiedź Kowalika, trzeba wspomnieć, że te ważne powody, o których mówi, to głównie pieniądze. Działacze Bredy obiecali Maaskantowi wzmocnienia, ale klub przeżywa poważne problemy finansowe i z obietnic wyszły nici. W takiej sytuacji szkoleniowiec nie miał skrupułów, żeby przyjąć ofertę Wisły.

O renomie Maaskanta w Holandii świadczy również fakt, że był wymieniany przez miejscowe media jako jeden z kandydatów do objęcia reprezentacji "Pomarańczowych", zanim to zadanie zostało ostatecznie powierzone Bertowi van Marwijkowi.
- Media rzeczywiście spekulowały na ten temat, ale głowy nie dam, że Maaskant był rzeczywiście poważnym kandydatem do objęcia tutejszej reprezentacji - tłumaczy Kowalik. - Holenderska federacja nie ma w zwyczaju ujawniać potencjalnych trenerów. Tutaj mówi się o faktach, a te były takie, że kadrę dali van Marwijkowi, zresztą ze świetnym skutkiem.

Kowalik przyznaje, że oceny ostatnich decyzji Maaskanta w jego ojczyźnie są skrajne. - Miejscowe media sporo miejsca poświęcają przenosinom Roberta do Wisły - mówi. - Wspólne jest jedynie zaskoczenie. Ja zresztą nie będę ukrywał, że też byłem zaskoczony, gdy usłyszałem, że Robert będzie pracował w Krakowie. Poza tym w Holandii jedni twierdzą, że Maaskant zachował się bardzo nie fair w stosunku do Bredy. Inni podchodzą do sprawy bardziej chłodno, wyrażając pogląd, że futbol to biznes i takie rzeczy są w nim normalne. Zresztą jeśli Robert miał w kontrakcie zapisy, że może odejść w każdej chwili, to nie ma o czym mówić. Takie było jego prawo i tylko z niego skorzystał.

Kowalik, który dobrze zna zarówno futbol w Polsce, jak i Holandii, twierdzi, że piłkarzy Wisły czeka pod wodzą Maaskanta ciężka praca. Gdy pytamy, czy rzeczywiście Holender stawia na dialog z zawodnikami, nasz rozmówca śmieje się: - W Polsce trochę źle interpretujecie słowa Roberta o dialogu z piłkarzami, o których mówił podczas swojej prezentacji. Dlaczego? Bo dialog z zawodnikami w Holandii i Polsce to dwie zupełnie różne rzeczy. Oczywiście, Maaskant będzie rozmawiał ze swoimi podopiecznymi, bo przecież nie jest niemową. Proszę mi jednak wierzyć, że to on będzie podejmował wszystkie ważne decyzje, i to w stanowczy sposób.

O tym, czy Maaskant rzeczywiście "przykręci śrubę" piłkarzom, przekonamy się niebawem. Na razie z zatrudnienia Holendra powinni się cieszyć dziennikarze. Ten trener w kontaktach z mediami czuje się bowiem jak ryba w wodzie. Przekonaliśmy się o tym już podczas dwóch pierwszych dni jego pracy, gdy z uśmiechem na ustach odpowiadał wyczerpująco na wszystkie pytania. W Holandii natomiast było swego czasu głośno o tym, jak w Roosendaal klub miał do niego pretensje, że za dużo czasu poświęca na kontakty z dziennikarzami, a mniej na pracę. W tamtym okresie jego notowania w Holandii nieco zresztą spadły, bo wspomniany zespół Roosendaal zleciał z hukiem z Eredivisie, co w jakimś stopniu zahamowało świetnie rozwijającą się karierę Maaaskanta.

Holender nigdy nie ukrywał, że jego marzeniem jest praca w jednym z wielkich klubów w ojczyźnie. Nie przez przypadek w jego kontrakcie z Bredą znalazł się zapis, który pozwalał mu odejść z dnia na dzień, jeśli tylko otrzyma ofertę pracy z Ajaksu Amsterdam, PSV Eindhoven czy Feyenoordu Rotterdam. Zapis mówił również o tym, że z podobnego prawa Maaskant może skorzystać, jeśli propozycję pracy złoży temu trenerowi silny europejski klub. Skoro rozstanie z Bredą nastąpiło szybko i bezboleśnie, wynika z tego, że za taką firmę uznano Wisłę.

Z holenderską wielką trójką na razie Maaskanta łączy tylko... partnerka życiowa. Jego aktualna dziewczyna pracuje w biurze Ajaksu, ale ponoć ma teraz tę pracę zostawić i dołączyć do Holendra w Krakowie. Trener Wisły jest rozwiedziony. Z byłą żoną ma syna. To zresztą miał być jeden z powodów, dla których pracował w Bredzie. Dzięki temu mógł często widywać swoje dziecko. Widać jednak szansa zbudowania w Krakowie zespołu, który wywalczy historyczny awans do Ligi Mistrzów, była na tyle kusząca, że sprawy rodzinne - przynajmniej na jakiś czas - zeszły na nieco dalszy plan.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

b
brad
pewnie jakaś sporo młodsza od niego

Wybrane dla Ciebie

Koncerty z okazji 100-lecia Parafii Matki Bożej Zwycięskiej w Krakowie

Koncerty z okazji 100-lecia Parafii Matki Bożej Zwycięskiej w Krakowie

"Od świtu do świtu". Znamy szczegóły tegorocznych Wianków!

"Od świtu do świtu". Znamy szczegóły tegorocznych Wianków!

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska