Chodzi w kółko po niewielkiej celi jak w amoku, mamrocze do siebie pod nosem. Jest pod stałą obserwacją, bo jej zachowanie sugeruje, że może mieć myśli samobójcze. 26-letnia Maria W. z Brzeźnicy w powiecie dębickim od tygodnia przebywa w krakowskim areszcie przy ul. Montelupich.
Biegli psychiatrzy nie są na razie w stanie ustalić, czy dotarło do niej, jak potwornej zbrodni dokonała. Ciało jej 3-miesięcznej córeczki, którą wyrzuciła przez okno z czwartego piętra bloku przy ul. Fredry w Dębicy, właśnie odebrał z Zakładu Medycyny Sądowej ojciec dziecka. Terminu pogrzebu jeszcze nie wyznaczono. Pewne jest, że zabraknie na nim matki Hani.
Biegli mają niełatwy orzech do zgryzienia. Muszą wniknąć w psychikę dzieciobójczyni, aby dowiedzieć się, co faktycznie pchnęło ją do tej niewyobrażalnej zbrodni. Ona sama z kamienną twarzą w trakcie wizji lokalnej w mieszkaniu krok po kroku relacjonowała, jak przebiegały tamte chwile.
Płacz dziecka
Kiedy zza ściany dobiegł płacz Hani, jej 26-letnią matkę to mocno zirytowało. - Oglądałam wtedy telewizję i chciałam mieć spokój - zeznała kobieta w czasie przesłuchania. Gdy po kilku minutach nie zdołała uciszyć dziecka, wzięła dziewczynkę na ręce i podeszła do okna. Stała jeszcze chwilę jak wryta w ziemię, patrząc tępo przed siebie. W końcu otworzyła okno. Wystawiła wiotkie ciało 3-miesięcznej córeczki za parapet i cisnęła nią w dół. Bezbronne maleństwo runęło z wysokości 15 metrów na trawnik, ocierając się jeszcze w locie o rosnące tu krzewy.
W opinii biegłych dziewczynka miała pewne szanse na przeżycie upadku z takiej wysokości, bo teren był dość miękki, a krzaki zamortyzowały nieco siłę pędu. - Niestety, dziecko spadło główką do dołu, obrażenia czaszki były bardzo rozległe - mówi prokurator Jacek Żak z Prokuratury Rejonowej w Dębicy.
Kobieta w trakcie przesłuchania przyznała, że nie była dobrą matką. Hanią zazwyczaj zajmował się jej mąż oraz dziadkowie. Maria W. zeznała, iż już wcześniej trzykrotnie przyduszała córeczkę, kiedy ta zaczynała płakać. 26-latka zapewniała jednak, że chciała jedynie uciszyć dziecko, a nie zabić.
W śledztwie pojawia się wątek napiętych relacji pomiędzy kobietą a jej rodzicami. Mieli sugerować jej, że nie powinna starać się o dziecko, bo jest nieporadna życiowo. Mieszkali razem w Brzeźnicy i dochodziło między nimi wielokrotnie do kłótni na tym tle. Dwa tygodnie przed tragedią Maria W. przeprowadziła się z mężem do mieszkania przy ul. Fredry. Dramat rozegrał się, kiedy była z córeczką sam na sam.
Była jak duże dziecko
Postanowiliśmy stworzyć portret psychologiczny Marii W., by odkryć, co rzeczywiście doprowadziło do zamordowania maleńkiej Hani. Wybraliśmy się do Brzeźnicy i Pustkowa, gdzie kobieta mieszkała jeszcze jako dziecko, a później osoba dorosła. Dom rodziny 26-latki znajduje się pod tzw. Górą Śmierci (nazwa wzięła się stąd, że hitlerowcy podczas okupacji zabili tu 18 tysięcy więźniów).
Teraz jadąc w to miejsce, mijamy ekskluzywne osiedle domków jednorodzinnych. Wśród nich znajduje się również willa rodziców Marii W. Otwiera nam mężczyzna w średnim wieku. To ojciec kobiety. Nie chce rozmawiać na temat swej córki, ani tego, jakie były między nimi relacje. Wyprasza nas z posesji.
Nieopodal spotykamy młode kobiety, które spacerują ze swoimi dziećmi. - Słyszałam, że miała problemy psychiczne. Ale ja tego nie rozumiem, jak można skrzywdzić własne dziecko. Trzeba być potworem - ocenia jedna z nich.
Kierujemy się do Pustkowa, sąsiedniej miejscowości, gdzie wychowywała się Maria W. Podjeżdżamy pod blokowisko. Tutejsi mieszkańcy są bardziej rozmowni, jednak chcą pozostać anonimowi. Trzy starsze panie siedzące pod jednym z budynków otwarcie mówią, że 26-latka już od dzieciństwa była dziwna. - Ona zawsze była nadpobudliwa. Wszędzie jej było pełno.
Zachowywała się, jakby miała ADHD - mówi jedna z emerytek. - Podchodziła do mnie i plotła różne rzeczy, a ja nawet nie wiedziałam, o co jej chodzi - wtrąca kolejna kobieta. Według mieszkańców Maria W. nawet gdy była już dorosła, zachowywała się wciąż jak dziecko. - Moim zdaniem ona była opóźniona w rozwoju, a jeśli nawet nie, to na pewno nie dorosła do małżeństwa, a już tym bardziej rodzicielstwa. W ogóle wszyscy byliśmy zdziwieni, że wychodzi za mąż - mówi jej była sąsiadka.
Na osiedlu mieszka dalej babcia kobiety, jednak również nie chce wypowiadać się na temat swojej wnuczki. - Ja nic nie wiem - ucina i zatrzaskuje drzwi. Dotarliśmy do mężczyzny, który chodził razem z Marią W. do szkoły podstawowej. - Nie byliśmy w jednej klasie, ale ją znałem.
W ogóle w szkole była dosyć rozpoznawalna przez swoje nietypowe zachowanie. Inni uczniowie wyśmiewali się z niej. Ona jednak sobie z tego nic nie robiła. Tak jakby uważała, że fajne to jest, bo przynajmniej ktoś się nią interesuje - wspomina pan Maciej.
Maria W. chciała mieć dziecko, takie przynajmniej wrażenie można odnieść, śledząc jej profil na Facebooku. Odliczała na nim dni do porodu. "Jeszcze tylko półtorej tygodnia i Hanusia będzie z nami" - to jeden z jej wpisów. Gdy córeczka przyszła już na świat, aktywność 26-latki w internecie nie zmalała. "Moje serduszko skończyło we wtorek miesiąc'' - ogłaszała wszem i wobec.
Szok poporodowy?
Eksperci z dziedziny psychologii i psychiatrii, których poprosiliśmy o analizę stanu, w jakim znajdowała się Maria W., mówią o lęku, jaki mógł towarzyszyć kobiecie. Mając świadomość tego, co się z nią dzieje i nacisku ze strony rodziców, mogła obawiać się, że Hania zostanie jej odebrana. Być może zabiła dlatego, by nikt inny jej nie dostał.
Na to mógł jeszcze nałożyć się szok poporodowy. W teorii trwa on kilka dni, jednak, zdaniem specjalistów, może się przedłużyć nawet o kilka miesięcy. - Zdarzają się przewlekłe stany depresyjne, trwające więcej niż dwa tygodnie, które nie pozwalają matce opiekować się swoim dzieckiem. Wtedy należy jak najszybciej udać się do psychologa lub psychiatry - mówi Beata Liwowska, psycholog z Centrum Zdrowia Tuchów.
Jak dodaje, depresja poporodowa dotyka głównie kobiety, które rodzą dziecko po raz pierwszy. - Narodziny sprawiają, że kobieta musi zmienić całe swoje życie. Dziecko wymaga opieki całodobowej. Jeśli matka prowadziła wcześniej aktywne życie, to po porodzie mogą pojawić się lęki, czy dobrze poradzi sobie z wychowaniem - podkreśla Beata Liwowska.
Czy Maria W. miała depresję poporodową, to wyjaśnią badania psychiatryczne. Wiadomo jednak, że po urodzeniu Hani była pod opieką psychologa, do którego sama się zgłosiła. Odbyła u niego trzy sesje. Na wiele się one nie zdały.
Kobieta zostanie poddana teraz gruntownym badaniom psychiatrycznym, które mogą trwać nawet pół roku. - Ich wynik może skutkować uniewinnieniem kobiety, jeśli biegli stwierdzą, że w chwili popełnienia przestępstwa była niepoczytalna - podkreśla dr Maciej Szaszkiewicz, biegły sądowy z zakresu psychologii. Maria W. usłyszała zarzut zabójstwa. Grozi jej od ośmiu lat pozbawienia wolności nawet do dożywocia. Maleńkiej Hani nawet najsurowsza kara życia już nie przywróci.
***
Depresja poporodzie
Zwana jest szokiem poporodowym. Występuje najczęściej u kobiet, które urodziły pierwsze dziecko. Depresja może trwać od 2 do 6 miesięcy. Objawami tego rodzaju zaburzenia są osłabienie więzi z dzieckiem, w skrajnym przypadku myśli obsesyjne dotyczące skrzywdzenia dziecka, a nawet pozbawienia go życia. Depresja ta dotyka ok. 5-25 proc. kobiet rocznie.