Listy przeleżały w szufladach 38 lat. Stanisław Dudek, emerytowany górnik z Grojca pokazuje pożółkłe już kartki papieru, listy do żony napisane w grudniu 1981 roku. Kilka razy przenosił je z miejsca na miejsce, ale jakoś nigdy nie zdecydował się ich przeczytać ponownie. - Zrobiłem to dopiero ostatnio i przyznam szczerze, że ze wzruszenia nie byłem w stanie doczytać do końca. Jakby cały film z tamtego czasu zaczął się przesuwać mi przed oczami – mówi mężczyzna.
12 grudnia
W Polsce atmosfera była bardzo gorąca. Panowało przekonanie, że władze komunistyczne szykują się do rozprawy z Solidarnością. W sobotę, 12 grudnia Stanisław Dudek wziął z ślub cywilny z ukochaną Bogusławą. Myśleli o wspólnej przyszłości, chociaż czasy były bardzo niepewne. Potem miał być ślub kościelny. - Żona była w ósmym miesiącu ciąży – zaznacza Stanisław Dudek.
Nazajutrz rano, w niedzielę w telewizji gen. Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny w Polsce. Duże zakłady pracy, w tym kopalnie zostały zmilitaryzowane. Wprowadzony został zakaz strajku. Uchylanie się od pracy było traktowane jako sabotaż. Na ulicach pojawiło się dużo patroli milicji i wojska z bronią. Stanisław Dudek od dwóch lat był górnikiem na „Piaście” w Bieruniu, jak bardzo wielu w tamtym czasie mieszkańców Oświęcimia i okolic.
W poniedziałek, 14 grudnia, jak zwykle pojechał rano do pracy. Na kopalni sytuacja była już napięta. Załoga czekała na swoich przedstawicieli, którzy byli na obradach Komisji Krajowej NSZZ Solidarność. - Do wieczora czekaliśmy w cechowni na wieści od nich. Gdy okazało się, że nie przyjadą, bo zostali zatrzymani przez milicję w drodze powrotnej, zapadła decyzja, że zjeżdżamy na dół i strajkujemy - opowiada pan Stanisław.
Strajk na poziomie 650 podjęło ponad 2 tys. ludzi. Byłoby ich jeszcze więcej, ale dyrekcja kopalni i komisarz wojskowy przydzielony do „Piasta” zablokowali zjazdy, gdy zorientowali, że górnicy zjeżdżają na dół, ale nikt nie wyjeżdża.
- Decyzje zapadały nagle i to wszystko działo się bardzo szybko
– wspomina grojczanin, wówczas młody, 21-letni górnik.
Nie sądził, że przyjdzie mu pozostawić co dopiero poślubioną kobietę na kilkanaście długich dni. Górnicy na „Piaście”, podobnie jak wielu w tamtym czasie byli przekonani, że komunistyczne władze wobec strajków i akcji protestacyjnych w całej Polsce wycofają się ze stanu wojennego.
Kilka dni później stało się jasne, że były to złudzenia. Do „Piasta” dotarły informacje o pacyfikacji strajków na kopalniach „Manifest Lipcowy” i na „Wujku”, gdzie od kul milicjantów zginęło dziewięciu górników i ponad 20 zostało rannych.
23 grudnia
- Żona z moim bratem przyjechali do Bierunia, licząc, że uda nam się zobaczyć, ale nie było na to żadnych szans – opowiada pan Stanisław.
Musiała im wystarczyć krótka rozmowa przez telefon na zajezdni autobusowej, przez który rodziny mogły łączyć się z górnikami na dole. Szybko zresztą okazało się, że za wiele nie można było powiedzieć, bo telefony były na podsłuchu.
Pierwszy list do swojej ukochanej Bogusławy napisał w piątym dniu strajku. Prosił ją, żeby się nie martwiła o niego, że czuje się dobrze, żeby się nie denerwowała, bo w jej stanie byłoby to niewskazane. Nie pisał jej wszystkiego, o wydzielanych racjach żywnościowych, dziewięciu papierosach na dzień, po trzy do każdego posiłku, ani o pogłoskach, że ZOMO, czyli Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej szykują się do zjazdu na dół, by rozprawić się górnikami „Piasta” jak z tymi na „Wujku”.
- Zaczęliśmy się na to przygotowywać. Ludzie szykowali sobie sztyle od kilofów, metalowe pręty i inne rzeczy, które były pod ręką
– opowiada Stanisław Dudek.
Na szczęście, tym razem nikomu nie przyszło do głowy, aby próbować spacyfikować górników na „Piaście”. Drugi list napisał na taśmie transportowej. „Cześć Najukochańsza Żono” - zaczął. Pisał, że dla niej tylko żyje, że będzie chciał wyjść na Wigilię, bo nie wyobraża sobie, żeby w tym dniu nie było go w domu. 23 grudnia w niedzielę część strajkującej załogi wyjeżdża na górę. - Było ok 22. Zobaczyłem, że wyjeżdżają koledzy, że z mojej wsi nie ma już nikogo. Pomyślałem sobie, że także powinienem już wrócić do domu, do żony – mówi Stanisław Dudek.
Zobaczcie archiwalne zdjęcia z kopalni Janina i Brzeszcze
Autobusem z Bierunia dojechał do Oświęcimia. Potem dalej szedł na nogach. Na moście Piastowskim minął go patrol milicyjny. Miał przepustkę pozwalającą na poruszanie się w porze godziny milicyjnej, ale obawiał się, że gdy powie milicjantom, że wraca ze strajku w kopalni, to może szybko nie dotrzeć do domu. O trzeciej nad ranem był pod domem rodzinnym. W oknach paliło się skromne światło. To mama płakała i modliła się o jego powrót. Tak było przez cały strajk. - Pamiętam jeszcze, że wypiłem chyba naraz z pięć garnuszków herbaty, tak mi się chciało pić – opowiada pan Stanisław.
Radość, gdy zobaczył się z żoną była ogromna, ale jednocześnie dalej były obawy, co będzie dalej. Bali się, czy nie spotkają go represje za udział w strajku. - Kary dotknęły organizatorów strajku. Nam zwykłym górnikom kazano się przyjąć do pracy od nowa – dodaje Stanisław Dudek.
24 lutego
Strajk w kopalni „Piast” zakończył się 28 grudnia 1981 roku. To był najdłuższy i zarazem ostatni zakończony strajk okupacyjny w całej Polsce w początkach stanu wojennego.
W styczniu 1982 roku Stanisław i Bogusława wzięli ślub kościelny. Wesele musiało odbyć się w domu. Dom Ludowy był zamknięty, bo zgodnie z rygorami stanu wojennego nie wolno było organizować zgromadzeń publicznych. Goście weselni ze względu na godzinę milicyjną także nie mogli opuścić wesela przed 6 rano.
24 lutego urodziła się Katarzyna. Pierwsze z trojga dzieci Stanisława i Bogusławy Dudków. Pan Stanisław przepracował na „Piaście” do emerytury, prawie 40 lat.
- Tak handlowano kiedyś w Oświęcimiu
- Lokatorzy odebrali klucze do mieszkań. Zobaczcie, jak wyglądają
- Wigilia mieszkańców Olkusza [ZDJĘCIA, FILM]
- Co warto wiedzieć o karpiu, zanim trafi na nasze stoły
- Oświęcim. Dawna rzeźnia miejska znika z powierzchni ziemi
- 3,5 sekundy i nie ma gigantycznego komina elektrowni
