Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszka na polu minowym

Paweł Szeliga
Paweł Szeliga
Jeden ze znalezionych pocisków był taki duży - pokazuje Urszula Duda. Rozminowania swojej ziemi prędko się nie doczeka
Jeden ze znalezionych pocisków był taki duży - pokazuje Urszula Duda. Rozminowania swojej ziemi prędko się nie doczeka Paweł Szeliga
Ziemia w Marcinkowicach jest usiana niewybuchami z czasów II wojny światowej. U Urszuli Dudy może ich być kilkaset. Rozminowanie kosztowałoby kilkaset tysięcy.

Gdy w marcu podczas wykopów pod wodociąg koparka natknęła się na skład pocisków moździerzowych roboty przerwano. Ludzi z Rdziostowa i Marcinkowic znalezisko nie zdziwiło, bo wszyscy żyją tam na tykającej bombie.
To pozostałość po eksplozji niemieckiego pociągu, wiozącego amunicję i żywność na front. Historycy nie są zgodni, czy skład wysadzili partyzanci, czy został zbombardowany przez radzieckie samoloty. Faktem jest, że setki pocisków zostały rozrzucone na rozległym terenie. Większość z nich tkwi w ziemi do dziś.
- Gdzie się nie kopnie, bomba - żartuje sołtys Rdziostowa Grzegorz Mróz. - Dwadzieścia lat temu, gdyśmy rozkopywali starą piwnicę, trafiliśmy na pocisk. Ale to normalne, bo niedaleko było stanowisko artylerii. Dziś rośnie tam orzech.
Urszula Duda sprowadziła się do sąsiednich Marcinkowic 28 lat temu. Marzyła o życiu na wsi, a syn wypatrzył starą chałupę, jadąc pociągiem. Kupiła ją i zaczęła remontować. I szybko trafiła na pierwszą wojenną pamiątkę.
- Chcieliśmy z synem zrobić kompostownik - opowiada Urszula Duda. - Kopnął kilka razy i trafił na zderzak z lokomotywy. Nieco głębiej tkwił pocisk artyleryjski.
Wezwano policjantów, którzy zabrali niewybuch. I sprawa ucichła. Do momentu, gdy przed rokiem syn chciał posadzić na skarpie drzewko. Kilka ruchów łopatą i kolejny pocisk wysunął się z gliniastej ziemi.
- Gdy później saperzy penetrowali teren na moich dwóch hektarach ciągle piszczały te ich wykrywacze bomb. Od tej pory staram się nie wykonywać prac ziemnych. I tak sobie spokojnie żyję na tym polu minowym.
Po odkryciu arsenału podczas budowy wodociągu władze gminy Chełmiec wystąpiły do Ministerstwa Obrony Narodowej z wnioskiem o pomoc w rozminowaniu terenu. Dostały jednak odpowiedź odmowną z powodu braku pieniędzy. A koszt przeszukania kilku hektarów terenów wzdłuż Dunajca idzie w setki tysięcy złotych. - To zadanie dla kilkunastu saperów, którzy musieliby być na miejscu przez wiele tygodni - wyjaśnia Artur Bochenek, zastępca wójta Chełmca. - Są w stanie wykryć bombę na głębokości 30 centymetrów. Trzeba zebrać warstwę ziemi z wielu hektarów i szukać na kolejnych 30 centymetrach. Tak można dojść do metra, ale, jaka jest gwarancja, że pociski nie tkwią jeszcze głębiej?
Urszula Duda czeka na moment, w którym wojsko będzie miało fundusze na rozminowanie terenu. Jest spokojna, bo ma w pamięci znacznie poważniejsze zdarzenia. Jej rodzice uciekli do Sącza z Krzemieńca, gdy w 1943 r. rozpoczęła się rzeź na Wołyniu. Przeżyli okupację, a po wojnie jej ojciec, Oktawian Duda, uczył chemii w I LO. Z trudem wiązał koniec z końcem, ale przynajmniej uniknął śmierci z rąk ukraińskich nacjonalistów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska