MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Myślenice-Hanoi, czyli wnuk jedzie „stopem” do babci

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Pierwszą kobietą, która podwiozła Mirka, była ta Tajka
Pierwszą kobietą, która podwiozła Mirka, była ta Tajka archiwum
W tej historii zaskakujące jest to, że Mirek nigdy wcześniej nie podróżował „stopem”, nawet po Polsce. - Wybrałem autostop, ponieważ poczułem, że muszę dać coś więcej od siebie. Chciałem, żeby mój cel, jakim było zobaczenie rodziny po wielu latach, sprawił mi jeszcze więcej radości - mówi. Wyruszył 28 stycznia, w wietnamski Nowy Rok. Nie spodziewał się, że pierwszego dnia uda mu się dotrzeć aż do Budapesztu.

„Z jednym kierowcą można było porozmawiać na tematy związane z egzystencją, przesympatyczna para zabrała mnie kawał drogi a na koniec dała jeszcze 20 euro! - Ale ja nie chcę! Dziękuję bardzo i tak wystarczająco dużo od Was dostałem. - Masz! Na szczęście, w razie „W”, będziesz miał za co przenocować”

(28 stycznia, Polska-Węgry) *

Z Węgier trasa prowadziła przez Serbię, Bułgarię, Turcję, Iran, Pakistan, Indie, Tajlandię, Laos - do Wietnamu. W Serbii na autostradzie, jak mówi, „pośrodku niczego”, spotkał Pawła - Polaka, podobnie jak on łapiącego „okazję”, tyle, że w odwrotnym kierunku. Wypita razem na stacji benzynowej herbata zapoczątkowała znajomość, jak się później okazało, nieocenioną.

Dzięki Pawłowi Mirek, kiedy dotarł do Stambułu, nie musiał się martwić, gdzie przenocuje. Oprócz zachwytu turecką kuchnią i Pamukkale, miejscowością słynącą z unikatowych wapiennych tarasów, z Turcji wywiózł przekonanie, że to kraj przyjazny kraj dla autostopowiczów, bo rzadko zdarzyło mu się czekać na „stopa” dłużej niż 5 minut. Co więcej, właśnie w Turcji jechał „na stopa”… autokarem i to pierwszej klasy, z wszelkimi wygodami. Mimo, że oponował, autokar zatrzymał Kurd, z którym Mirek wcześniej podróżował, a kiedy ich drogi się rozchodziły postanowił mu pomóc w złapaniu następnej okazji.

- Starałem się mu wytłumaczyć, że nie jeżdżę autobusami, nie wydaję na to pieniędzy. Powiedział coś kierowcy, który po chwili wyszedł i otworzył bagażnik, żebym włożył plecak - wspomina Mirek. Tak dojechał do Wan, blisko granicy z Iranem.

„Pierwsze emocje z Iranu? Dramat! Wcześniejsze przechodzenie przez granice było bardzo sprawne, tu jednak było inaczej. Na granicy czekałem jakieś 2-2,5 godziny w kolejce, oglądając na miejscu, jak małe dzieci przemycają papierosy i benzynę. Policja zabrała mnie do specjalnego pokoju, wypytywali o WSZYSTKO, po czym usłyszałem: „Welcome to Iran”.

(25 luty, Iran)

Potem wcale nie było lepiej. Jak się okazało, jego karty płatnicze nie są tam akceptowane. Miał też problem z wypłatą pieniędzy. Przez dwa dni musiał sobie radzić bez nich śpiąc pod namiotem, przy temperaturze takiej, że woda, którą miał zamarzła w butelce) i jedząc byle co (a właściwie nie jedząc).

Z opresji uratował go Mohamed, Irańczyk studiujący z Polsce. Kontaktując się przez internet (co też było nie lada wyzwaniem, bo w Iranie są trudności z dostępem do sieci) przesłał mu pieniądze. W Iranie przeżył chyba najbardziej niebezpieczną przygodę podczas całej podroży. - Pewnej nocy, na środku pustyni pomiędzy górami, przyjechało do nas na motorze dwóch mężczyzn, jeden z nich miał strzelbę. Ciężko było się dogadać, ale po pół godzinie odjechali. Tego dnia podróżowałem z dwójką Niemców, którzy samochodem jechali do Indii - wspomina.

„Kiedy przekroczyłem granicę z Pakistanem, byłem od samego początku pozytywnie zaskoczony.”

(21 kwietnia, Pakistan)

Chłopak przekonuje, że obraz tego kraju w rzeczywistości bardzo różni się od tego, jak przedstawiają go media. Dla niego było to duże zaskoczenie. Na korzyść. - Ludzie z tego kraju są niesamowicie otwarci, przyjaźni i pomocni. Do tego północna część Pakistanu- Karakorum sprawiła, że zakochałem się w tym miejscu - mówi.

„Bardzo fajnie się dziś stopowało! Pierwszy raz w mojej podróży zatrzymała się kobieta, potem - kolejna. Jechałem z ratownikami, dyrektorem operacyjnym Hiltona w Chinach i starszym panem na skuterze.”

(1 maja, Tajlandia)

Mirek ma swoją teorię. Twierdzi, że źli ludzie nie zatrzymują się widząc autostopowicza. - Zatrzymują się ludzie z większą wyobraźnią, pomocni, bardzo często ci, którzy kiedyś sami byli backpakerami. Dyrektor operacyjny Hiltona mówił mi, że 10 lat temu też tak podróżował - mówi. - Zatrzymywali się raczej mężczyźni, z kobietami jechałem dopiero w Tajlandii. Pierwsza to taki typ „mamy”. Zatrzymała się i powiedziała coś w stylu „O rany, widzę że ci ciężko. Wskakuj, podwiozę cię”. I tak pojechałem z nią ponad 200 km. Okazała się świetnym kierowcą. Druga nie była zbyt dobrym kierowcą, ale świetnie nam się rozmawiało. Zaraz, jak wsiadłem do samochodu, usłyszałem: „Tylko się nie śmiej, bo to mój pierwszy raz”. Myślałem, że pierwszy raz bierze kogoś „na stopa”, a okazało się, że to jej… pierwsza jazda samochodem po głównej drodze. Bałem się - śmieje się Mirek.

„Osiągnąłem swój cel! 17 431 km drogi! To już koniec wyprawy, zajęło mi to 3 miesiące i tydzień! Czasem bywało ciężko, czasem lżej, ale jedno jest pewne - BYŁO WARTO!”

(5 maja, Wietnam)

- Zapukałem do drzwi z bukietem kwiatów i … szczerze powiedziawszy na początku Babcia mnie nie poznała. Była lekko zdezorientowana, ale ma przecież 97 lat, wzrok już nie pierwszej młodości, a swoją drogą 21-letnia rozłąki też robi swoje - opowiada.

„Wyobrażenie mojej podróży przed startem było zupełnie inne niż pokazała rzeczywistość, a to wszystko za sprawą ludzi! Uśmiech, otwartość, szczerość i serdeczność - to cechy, które otwierają drzwi na świat.”

* Pogrubione cytaty pochodzą z profilu na Facebooku (Eyes of the Soul), na którym Mirek prowadził „dziennik podróży”

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Góry, jeziora i palmy, czyli wakacje w szwajcarskim Ticino

Źródło: AIP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski