Stymulator wszczepiany jest bezpośrednio w mięsień sercowy.
- Nie ma już przewodów elektrycznych, które były doprowadzane do serca przez żyły. To duże ułatwienie dla pacjentów, nie będą już narażeni na liczne powikłania - tłumaczy prof. Jacek Lelakowski, kierownik Oddziału Klinicznego Elektrokardiologii w szpitalu Jana Pawła II.
Najwięcej problemów było właśnie z „drucikami”. Dochodziło do stanów zapalnych, zakrzepicy, żyły się zatykały, przewody się przecierały i łamały. A pacjenci musieli przechodzić kolejne zabiegi.
Dzięki nowej technologii nie będzie już mowy o takich powikłaniach. Teraz chory będzie miał tylko jedno małe nacięcie.
Kolejnym plusem jest skrócenie o połowę czasu zabiegu, teraz będzie trwał tylko pół godziny.
Rozrusznik jest przeznaczony dla pacjentów z zaburzeniami rytmu serca, migotaniem przedsionków i wolną akcją serca. - Stymulator włącza się, gdy serce zwalnia. Efekt jest taki sam, jak do tej pory, jednak bez powikłań - dodaje prof. Lelakowski. Chory nie będzie miał już m.in. zawrotów głowy, nie będzie się zdarzać niespodziewana utrata przytomności.
Zabieg jest w pełni refundowany, jego koszt jest jednak o wiele większy niż „zwykłego” rozrusznika. Ten nowoczesny, najmniejszy na świecie, kosztuje aż 35 tys. zł., a „zwykły” jedyne 2,4 tys. zł.
Dlatego dzisiejszy zabieg nie będzie jeszcze należał do codzienności. - Może za jakieś 15 lat będziemy wszczepiać już tylko takie stymulatory- mówi z nadzieją profesor.
Rozrusznik powinien działać przez dziesięć lat, jednak obserwacje pacjentów, którzy już z niego korzystają, trwają zaledwie osiem miesięcy. Dopiero za kilka lat będzie można ocenić jak naprawdę się sprawdza.
Dzisiaj w Szpitalu Jana Pawła II nowoczesny stymulator ma dostać czterech pacjentów w wieku 54-70 lat. To pierwszy taki zabieg w Małopolsce. Wcześniej był przeprowadzany w Katowicach i Poznaniu.