Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie usłyszał słowa „dziękuję”

Monika Pawłowska
Bogusław Kwiecień
Rozmowa z Andrzejem Guzikiem, byłym prezesem Zakładu Komunalnego Gminy Oświęcim

Po wielu latach w oświęcimskim Zakładzie Usług Komunalnych, w styczniu ubiegłego roku objął Pan stery w nowo powstałym Zakładzie Komunalnym Gminy Oświęcim. Zaledwie po pół roku obwieścił Pan odejście ze stanowiska, ale ostatecznie został Pan na kilka miesięcy. Jak to rozumieć?
Zrezygnowałem, bo trudno mi było dogadać się z wójtem Albertem Bartoszem. Ja odpowiadałem za spółkę, do mnie należało podejmowanie decyzji, ale to wójt chciał sterować wszystkim. Nie mogłem się na to zgodzić. Jako prezes spółki prawa handlowego nie byłem decyzyjnym prezesem, dlatego zrezygnowałem z powierzonej mi funkcji.

Zrezygnował Pan, a jednak później zmienił zdanie.
Jestem odpowiedzialnym człowiekiem i czułem się odpowiedzialny za spółkę. Ogłoszono konkurs na to stanowisko, ale konkurs nie przyniósł rozstrzygnięć, poszukiwania okazały się bezskuteczne. Jednak nie zdecydowano się na drugi konkurs. Teraz nagle znalazła się odpowiednia osoba. Życzę spółce pod rządami nowego prezesa wszystkiego najlepszego. Dla mnie w każdym razie skończył się kolejny rozdział pracy zawodowej. Przykre tak na koniec, że na Radzie Nadzorczej, podczas której odwołano mnie ze stanowiska, wójt nawet się nie pokazał, tylko poprosił kogoś, żeby „podziękować prezesowi”.

Jak Pan będzie wspominał ten czas w gminnej jednostce, jak ocenia Pan swoją działalność i współpracę z wójtem Bartoszem? Żal jednak opuszczać stanowisko?
Miałem mnóstwo zapału i chciałem wykorzystać moje doświadczenie z ZUK. Chciałem, aby spółka świadczyła usługi dla ludności na najwyższym poziomie, do czego została powołana. Wcześniej nie znałem wójta, ale wydawało mi się, że jest konkretny i logiczny, zostało tylko „i”. Spółka była mu potrzebna do wybudowania szkoły w Porębie Wielkiej i częściowej kanalizacji w Rajsku. Bez ludzi, odpowiedniego sprzętu i bazy, spółka nie ma racji bytu. Wielokrotnie próbowałem to wytłumaczyć. Udało się kupić ciągnik, potem beczkę asenizacyjną i sprzęt do strzyżenia. Już nawet taksówkarz się ze mnie śmiał, że auta nie mamy i muszę nosić wszystko na własnych plecach. Sam jeden robiłem zakupy dla zakładu, jeździłem po supermarketach i kupowałem grabie i widły. Korzystałem z własnego telefonu i laptopa. A kiedy chciałem zatrudnić do pomocy fachowca, jakim bez wątpienia jest Jan Korzeniowski, to wójt Bartosz miał na to miejsce inną osobę. Według mnie nasz wójt nawet nie bardzo odróżnia gwoździa od młotka, a tymczasem chce kierować tak ważną dla mieszkańców spółką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska