- Cały czas pracujemy nad tą sprawą, przesłuchujemy kolejne osoby i prowadzimy czynności dowodowe - relacjonuje Elżbieta Potoczek-Bara, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
Przypomnijmy fakty. Żona i syn burmistrza Nowego Wiśnicza dostali sto tysięcy złotych na usuwanie skutków powodzi z Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego w Krakowie. Z wniosku, który przedłożyli Agencji, wynikało, że podczas powodzi w 2010 roku zalane zostały dwa lokale w kamienicy przy rynku należącej do rodziny G. (obecnie budynek ma już nowego właściciela). Fakt ten w urzędowych dokumentach potwierdzić miała Ewa K., podwładna burmistrza Nowego Wiśnicza.
Ze śledztwa prowadzonego przez prokuraturę wynika, że żona i syn burmistrza mieli okłamać urzędników Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, informując ich o zniszczeniach, a także przedstawiając faktury za rzekomo wykonane prace. Na tej podstawie wypłacono im wspomniane 100 tys. złotych. Problem w tym, że w 2010 roku w centrum Wiśnicza nie było żadnej powodzi. Potwierdził nam to między innymi właściciel kamienicy sąsiadującej z budynkiem należącym wówczas do rodziny G. - Każdy, kto choć trochę zna się na topografii, wie, że powodzi tu nigdy nie było i pewnie nie będzie. Wynika to z ukształtowania terenu - wyjaśnia Adam Wójcik.
Mało tego, także biegły powołany przez prokuraturę nie dopatrzył się w kamienicy należącej do rodziny G. śladów wykonania prac, które miałyby charakter robót usuwających skutki zalania przez wodę. Cztery miesiące temu prokuratura w Dąbrowie Tarnowskiej przedstawiła zarzuty dwóm pierwszym osobom zamieszanym w aferę: Annie G., żonie urzędującego burmistrza Nowego Wiśnicza (wyłudzenie pieniędzy) oraz pracownicy wiśnickiego magistratu Ewie K. (poświadczenie nieprawdy w urzędowych dokumentach). Obu kobietom grozi za to kara nawet ośmiu lat pozbawienia wolności.
W maju zarzuty miał usłyszeć jeszcze Michał G. Miał, ale do dziś nie usłyszał. Syn burmistrza nie zgłosił się bowiem w wyznaczonym przez prokuraturę terminie, zasłaniając się przedstawionym zwolnieniem lekarskim. Udało się nam ustalić, że przebywa na nim nadal. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że prokurator prowadzący postępowanie weryfikuje to zaświadczenie - informuje Elżbieta Potoczek-Bara.
Zarzuty usłyszał za to wiśnicki przedsiębiorca, który, zdaniem prokuratury, dopuścił się podrobienia podpisów nadwóch fakturach. Za to grozi mu pięć lat więzienia. Postępowanie w sprawie afery trwa od ponad roku i na obecnym etapie śledztwa wciąż nie wiadomo, kiedy się zakończy.
Sprawą domniemanego wyłudzenia pieniędzy przez rodzinę burmistrza żyje cały Wiśnicz. Mieszkańcy głośno komentują postępowanie, nie kryjąc oburzenia. Ludziom nie podoba się to, że po pieniądze należące się poszkodowanym przez powódź sięgnęły osoby nieuprawnione i blisko spokrewnione z władzą. - Przecież ludzie potracili dorobek całego życia, jak można na tym żerować i brać dla siebie? - dziwi się starsza mieszkanka Wiśnicza.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+