
Jakub Bartkowski (Pogoń Szczecin)
Jak widać na załączonym zdjęciu, w rundzie wiosennej zdążył już nawet odwiedzić Reymonta w charakterze gościa. I to gościa wyjątkowo pazernego, bo zabierającego ze sobą trzy punkty... ("Portowcy" wygrali 3:2).
Do nowego zespołu Bartkowski wdrażany był stopniowo. Najpierw obejrzał z ławki mecz z Lechią Gdańsk, potem dosłownie na chwilę wszedł z Górnikiem Zabrze. Pełne występy zaczął dopisywać od 23. kolejki - również jak w Wiśle na prawej obronie.
Jego Pogoń zgromadziła do tej pory o punkt więcej od krakowian.

Martin Kostal (Jagiellonia Białystok)
Gdzie się podziała jego forma? Słowak kompletnie pogubił się na Podlasiu. Dla nowej drużyny zagrał już osiem razy, ale nie zdobył ani jednej bramki (zaliczył tylko jedną asystę). Dla porównania Sławomir Peszko, a więc jego następca w Wiśle, strzelił gola, zapisał dwie asysty i jeszcze wywalczył jedenastkę.

Zdenek Ondrasek (FC Dallas)
Z amerykańskim soccerem zapoznaje się bardzo powoli. Dość powiedzieć, że pierwsze trzy mecze marca, a wtedy ruszył nowy sezon, obejrzał z trybun/sprzed telewizora. Zadebiutował dopiero w 4. kolejce przeciw Colorado Rapids i to ledwie w wymiarze 12 minut (jeszcze mniej dostał przeciw Real Salt Lake - 8).
Kibice jeszcze nie wiedzą, co potrafi na boisku. Poznali się już za to na jego żartach, które świetnie "podkręciły" klubowe media:

Jesus Imaz (Jagiellonia Białystok)
Oto największy pechowiec z tego grona. Hiszpan ledwie bowiem przybył do nowego klubu a już złapał kontuzję. Nie zagrał przez nią w dwóch pierwszych meczach. Potem zaś potrzebował wiele czasu, by zagrać na swoim poziomie z jesieni. Dla "Pszczółek" trafił dotąd raz - w przegranym 1:3 spotkaniu z Koroną Kielce: