Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni gorliczanin z Auschwitz

Ewa Bugno
Antoni Bugno z żoną Zofią w Alingsas w Szwecji
Antoni Bugno z żoną Zofią w Alingsas w Szwecji archiwum rodzinne
Antoni Bugno w momencie wybuchu wojny miał 17 lat. We wrześniu 1939 na rozkaz kierownictwa Fabryki Maszyn w Gorlicach pojechał z ojcem i starszym bratem Staszkiem do Drohobycza, by tam ukryć przed Niemcami maszyny fabryczne i rozpocząć produkcję broni.

Pociąg z maszynami został zbombardowany. Cudem uszli z życiem. Ukrywali się u Ukrainki, która była panną, więc ojciec podał się za jej męża, a Staszek i Antek - za dzieci. Podczas spisu ludności przez Ukraińców musieli uciekać. Dwa tygodnie wracali piechotą. Przepłynęli przez San na gałęziach, trzymając się pod pachy. O drugiej w nocy zapukali do okna rodzinnego domu.

Radości nie było końca i wydawało się, że najgorsze za nimi. Pierwsze lata okupacji Antoni Bugno pracował na kolei, miał dobre papiery, w partyzantce nie działał.
Któregoś dnia wyszedł po chleb i nie wrócił na noc. Rodzina szalała z niepokoju. Matka poszła do jego kierownika. Nazywał się Borek. Był folksdojczem. Oddał jej kartki Antka na chleb, ale gdzie jest, nie powiedział. Stefa ze starszym od niej o dwa lata bratem Józkiem szukali brata Antka.

- Chodziliśmy wokoło sądu, wołaliśmy go po imieniu. Ludzie pytali - a wy dzieci kogo szukacie? Nie było tu takiego - opowiada Stefa, siostra Antka.
Pewnego dnia do Zagórzan przyszedł list z pieczątką Auschwitz pisany ręcznie po niemiecku, tylko z podpisem Antoniego. Niedaleko mieszkała nauczycielka, więc matka pobiegła przetłumaczyć list. Antoni prosił o chleb, czosnek i cebulę.

- Paczki wysyłaliśmy co tydzień - dwa chleby kupne albo jeden duży, pieczony. Mama wykrawała w środku dziurę, wkładała kwaterkę masła i dziurę przykrywała skórką. W drugim w ten sam sposób ukrywała czosnek i cebulę. Zawijaliśmy to w papier i gęsto w kwadraciki oplataliśmy sznurkiem. Ja nosiłam je na pocztę. Wypisywałam przekaz z numerem obozowym, stąd ten numer pamiętam - wspomina Stefa.

Matka chowając pieczołowicie masło w chlebie miała nadzieję, że syn posmaruje nim kromki. O faktycznej sytuacji w Oświęcimiu nikt nie wiedział. Po wojnie Antek opowiadał, że gdy paczka przychodziła, to Niemcy sprawdzając ją przekrawali chleb na cztery części. Kapo wszystko dzielił między współwięźniów. Czasem z paczki została Antoniemu tylko jedna kromka.

W Zagórzanach żyło siedmioro jego rodzeństwa, więc wyżywienie rodziny było trudne. Na kartki dostawano chleb, ryby i marmoladę. Rodzice nie pracowali, jedynie najstarszy brat Stanisław dorabiał jako szewc. W ten sposób pomagał rodzinie. Pieniędzy z jego pracy wystarczało na sacharynę i sól. Często dziennym posiłkiem były placki z mąki i garnuszek kawy na wieczór. Jedli bardzo skromnie, by Antoniemu móc wysłać chleb do Oświęcimia.

To, że Antoni miał brata szewca, stawiało go w sytuacji nieco uprzywilejowanej w obozie. Po przybyciu lekarz niemiecki kiwnięciem palca rozdzielał więźniów: na lewo i na prawo. Praca albo komora gazowa. Wszystkich Żydów kierowano do komór gazowych. Antoniego zapytano, co umie robić. Odpowiedział, że jest szewcem.
W obozie należał do tajnej organizacji. Miał możliwość ucieczki dzięki tej organizacji, ale nie próbował, bo wiedział, że Niemcy w odwecie wyślą całą rodzinę do Oświęcimia i spalą w krematorium. Jego przynależność do tej organizacji została ujawniona przez Niemców i Antoni otrzymał karę śmieci. Czekał go blok śmierci. Antoni był śmiały, więc poprosił komendanta o zmianę kary. I komendant zmienił mu karę śmierci na 28 pałek. Bito go po plecach. Dodatkową karą było przeniesienie go do pracy w krematorium i zakaz korespondencji z rodziną i otrzymywania paczek. Woził trupy do pieca. Stos trupów był wielkości hałdy węgla. We dwóch podnosili zwłoki, jeden za głowę, drugi za nogi - i wrzucali do pieca.

- Krematorium było czynne dzień i noc. Łuny z kominów oświetlały obóz - opowiadał Antoni po wojnie. - Antek mówił, że kiedy wracali z pracy przy ładowaniu kamieni na wozy, to aby dojść po jedzenie, musieli przejść przez ogromną kałużę błota. Błoto wyglądało jak kit. Kto był słaby i pośliznął się, to musiał w nim zostać, bo nie wolno było go podnosić. Inni szli po nim, tratując człowieka - mówi Władysław, o 11 lat młodszy brat Antoniego.

Z Oświęcimia Antoni został przewieziony do obozu w Dachau w Niemczech. Tam pracował w fabryce amunicji. W 1945 roku w czasie wyzwolenia został przysypany podczas bombardowania. Pamięta tylko tak liczną eskadrę samolotów, że nie było widać nieba. Dwa kilometry od fabryki amunicji odkopał go Anglik i podał czarną kawę do picia.

Antoni Bugno w wyniku tego bombardowania stracił słuch. W momencie wyzwolenia ważył 38 kg przy 175 cm wzrostu. Wraz z innymi odbitymi więźniami został wysłany do Szwecji na leczenie. Każdy z wyzwolonych i odesłanych do Szwecji więźniów musiał po roku wracać do swojego kraju, jeśli był zdrowy. Antoni przeleżał w szpitalu szwedzkim pięć lat, był bardzo chory, miał usunięte jedno płuco, po operacji dostał krwotoku. Uratowała go szwedzka pielęgniarka, oddając mu krew, którą przetaczano bezpośrednio od niej do niego.

Rodzina w Zagórzanach w tym czasie nic nie wiedziała na temat Antoniego . Stefa wspomina: - Poszłam do jasnowidza i zapytałam, czy mój brat żyje. Dowiedziałam się, że tak i że jest za granicą. Wtedy mama zaczęła go szukać przez Czerwony Krzyż. Po kilku latach przysłał list ze Szwecji, że żyje i swoje zdjęcie.

W szwedzkim szpitalu Antoni poznał Zofię, więźniarkę z Oświęcimia. Pochodziła z Poznańskiego. W Szwecji wzięli ślub. Mają troje dzieci - Ewę, Weronikę i Jana.
Do Zagórzan po raz pierwszy po wojnie Antoni przyjechał w 1956 roku z córkami - Ewą i Weroniką. - Z radości płakaliśmy wszyscy. Przywiózł mamie obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który zamówił we Francji. Wtedy dowiedzieliśmy się prawdy o obozie - dodaje brat Władysław.

Dzisiaj Antoni ma 88 lat. Mieszka w Alingsas w Szwecji. Jest bardzo chory, stracił słuch, wzrok ma bardzo słaby. Przed świętami wysłał do rodziny w Polsce pożegnalny list, tłumacząc, że nie da rady już pisać, bo nie widzi i jest słaby. Pisał do rodzeństwa: "Ręce mi schudły i zwiędły, mam osłabienie pamięci i wzroku, moje życie dobiega końca".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska