Strażacy pierwszy telefon w jego sprawie dostali o godz. 10. Gdy zbliżali się do niego po rozstawionych na lodzie specjalnych saniach ratunkowych, łabędź wstał i odszedł. Popołudniu oświęcimianie dzwonili w jego sprawie jeszcze kilkukrotnie.
- Wygląda jakby przymarzły mu pióra, ale gdy da mu się jedzenie, to wstaje - mówiła dokarmiająca go kobieta. Łabędź prawdopodobnie odłączył się od stada. Jest dokarmiany także strażników miejskich, którzy co jakiś czas sprawdzają czy wszystko z nim w porządku.