Dziś kupi ulubiony ser ze zniżką 40 proc. oraz jogurty i mięso z rabatem 30 proc. Po proszek do prania pójdzie do konkurencji, po mąkę i cukier - jeszcze gdzie indziej.
Dzięki "polingowi", polowaniu na promocje, w jej portfelu zostaje co miesiąc ok. 300 zł.
- Markety stosują promocje, by upolować klientów. Klient ma przyjść, kupić tani towar, a przy okazji wrzucić do wózka sto dóbr w normalnych cenach, by market był do przodu - mówi Jerzy Gramatyka, rzecznik konsumentów w Krakowie.
Epatują promocjami, by przyciągnąć ludzi. - Powinny przy tym pamiętać, że konsument, zbyt przyzwyczajony do promocji, traci skłonność do kupowania produktów w cenach regularnych - twierdzi Tomasz Krysiak z firmy Nielsen. Są już w Polsce kategorie towarów, w których sprzedaż promocyjna stanowi ponad połowę wartości obrotów. Polacy kupują w ten sposób np. większość detergentów. W innych kategoriach odsetek ten sięga co najmniej jednej trzeciej. To dużo więcej niż na Zachodzie.
Z badań Nielsena wynika, że odsetek klientów regularnie polujących po marketach, w tym niekupujących niczego poza promocjami, przekracza już w Polsce 25 proc.To nie tylko mniej zamożni emeryci i renciści, ale też młodzi na dorobku, często zatrudnieni na terminowych umowach-zleceniach. Jednak i inni, bombardowani promocjami, nie chcą przepłacać i kupują tylko na promocjach.
Jak wynika z badań - Polak przywiązany do ulubionych produktów nie jest jednak lojalny wobec sieci - po prostu idzie tam, gdzie jest taniej. A wybór ma ogromny, bo panuje u nas niespotykana w Europie konkurencja. W każdym z krajów zachodnich działa po kilka sieci handlowych, u nas jest ich kilkanaście.
Kto traci na wiecznych promocjach? Jest i druga strona "polingu". Z jego powodu maleją zyski działających u nas sieci, kłopoty odnotowała ostatnio nawet - idąca dotąd jak burza - Biedronka. - Prawdopodobne jest to, że kolejni gracze postanowią opuścić nasz rynek i sprzedać biznes. Dotyczy to zwłaszcza supermarketów, ponieważ liczba podmiotów działających w tym formacie na rynku jest ciągle duża - uważa Tomasz Krysiak.
Aby obniżyć ceny, sieci dociskają polskich dostawców, żądają tańszych produktów. Przestają też zatrudniać ludzi na etacie, tylko wynajmują ich za grosze z agencji pracy tymczasowej. Ludzie harują na śmieciówkach, jak pani Marta. A potem biegną na "poling". By przeżyć.
Więcej w "Dzienniku Polskim"
Źródło: Dziennik Polski
