Pokrzywdzony mieszkał z rodzicami w domu jednorodzinnym. Relacje w rodzinie nie były najlepsze. Matka z synem zajmowała piętro, a Jan I. zaadaptował dla siebie pomieszczenia położone niżej. Prowadzili odrębne gospodarstwa domowe, nie rozmawiali ze sobą. Co jakiś czas dochodziło do pyskówek między ojcem i synem.
21 grudnia matki nie było w domu. Syn pracował przy komputerze, później wyszedł po dokumenty, które miał w samochodzie. Wracając, chciał wejść przez kotłownię. Spotkał ojca, który miał do niego pretensje, o to, że żona i syn na "jego części" pomieszczenia składają swoje rzeczy - karton z drewnem.
- W czasie kłótni Jan I. podbiegł do syna i go pchnął. Syn postąpił tak samo. Gdy stali blisko siebie, ojciec wyciągnął nóż o ostrzu długim na 10 cm. Trafił nim syna w brzuch, po czym go wyciągnął. Pokrzywdzony odszedł do swojego pokoju i wezwał pogotowie - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.
Przesłuchany w prokuraturze Jan I. przyznał się do zadania synowi ciosu nożem. - Potwierdził, że w tym dniu doszło do nieporozumienia co do miejsca, gdzie syn w kotłowni postawił karton z drewnem - tłumaczy prok. Marcinkowska. Jak dodaje, Jan I. żałuje tego, co się stało i tego, co zrobił. Podkreślał, że nie chciał zabić syna i nie celował w konkretne miejsce.
- Zebrany materiał dowodowy wskazuje jednak, że zadając jedno uderzenie w okolicę brzucha przewidywał i godził się na to, że wywoła skutek w postaci śmierci pokrzywdzonego - podkreśla prokurator Marcinkowska. Jest to określane w prawie karnym jako tzw. zamiar ewentualny.
Mężczyźnie grozi od 8 do 15 lat, 25 lat lub dożywotnie więzienie.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+