Oczekiwanie, aż urządzenie zacznie pryskać pianą, można porównać do czekania na urodzinowy prezent albo św. Mikołaja. Niby wszyscy byli obojętni, obsługę podpatrywali z nudów, od niechcenia, ale gdy w końcu didżej zapowiedział, że zaraz się zacznie, radości nie sposób było ukryć. Jedni wchodzili pod pienistą fontannę od razu, tak jak stali. Inni z dozą nieśmiałości. W końcu zapanowało istne szaleństwo. Rodzice kulili się pod parasolami, a dzieci zapomniały o tym, co wokół: kładły się, udawały, że pływają, robiły z piany kulki, którymi rzucały w dorosłych.