Niedawno podczas jednej z niedzielnych mszy świętych ostro o góralskich nutach wypowiedział się proboszcz parafii w Spytkowicach. Ksiądz Józef Hajnos nazwał zachowanie górali skandalicznym. Jak wspomniał, gdy usłyszał w kościele góralską melodię "Hej tam spod Tater" - zdębiał. Dziś ksiądz nie chce mówić o tym przypadku. - Mogę tylko potwierdzić, że doszło do takiego zdarzenia - zaznacza.
Proboszcz dał do zrozumienia - nie tylko młodej parze, ale i innym wiernym w parafii -że takie sytuacje nie mogą mieć miejsca.
Jak zaznacza muzykant Szymon Bafia, obecność góralskiej kapeli na góralskim weselu to w dzisiejszych czasach rzecz obowiązkowa. Górale ze skrzypcami i basami wyprowadzają nowożeńców zarówno z domu, jak i z kościoła.
Bafia, góralski muzyk z Zakopanego, jest przekonany, że sytuacja, na którą skarżył się ksiądz w Spytkowicach, była wynikiem niewiedzy muzykantów. - Trzeba mieć takt, żeby wiedzieć, co się gra w kościele. Każdy poważny góralski muzyk wie, że w świątyni gra się na przykład "Krywaniu", czy "Bez zielone jare zytko woda ciece", ale się tego nie śpiewa.
Bafia mówi, że na ślubie w kościele nie są grane polki. A nuta "Hej, tam spod Tater" może być zagrana jak polka, bądź jako marsz. Być może muzykanci zinterpretowali ją jako polkę, co mogło skojarzyć się księdzu z frywolnym graniem. Jan Karpiel Bułecka, jeden z najbardziej znanych podhalańskich muzyków, gdy słyszy o takich sytuacjach, załamuje ręce.
- Ludzie robią góralskie wesela, które nic nie mają wspólnego z tradycją, a później wychodzą tego typu rzeczy - mówi Karpiel Bułecka. - Dawniej muzykanci nie wchodzili do kościoła. Byli obecni jedynie w drodze do niego. Tym sposobem z góralskiego wesela praktycznie wiele nie zostało.
Ksiądz Władysław Zązel, kapelan Związku Podhalan, zapewnia, że dopuszczalne jest granie w kościele pieśni o charakterze religijnym. - Wierność tradycji powinna być twórcza, ale według jakiejś zasady - mówi. - Jak mają już śpiewać, to niech to śpiewanie ma związek z chwałą Bożą. Wielu mieszkańców Spytkowic nie rozumie jednak rozgoryczenia proboszcza. Uważają, że muzykanci nie zrobili nic złego.
- W czasie komunii zagrali bez śpiewu. Mnie tam każda góralska nuta kojarzy się z pieśnią religijną, nawet "Hej, tam spod Tater". Zachowanie tych osób wcale nie było skandaliczne, a tak zostało nazwane - mówi nam jeden z mieszkańców wsi.