Polacy wystąpili w optymalnym składzie. Zabrakło jedynie Igora Łasickiego, którego w Napoli zatrzymała kontuzja. Pozostali byli do dyspozycji trenera – włącznie z Mariuszem Stępińskim. Ostatnio napastnik FC Nantes strzelił swoje dwa pierwsze gole w lidze francuskiej. To zwiastowało, że i dziś błyśnie skutecznością. Czy tak wyszło? Odpowiedź brzmi: i tak, i nie.
Stępiński mógł zakończyć mecz przynajmniej z hat-trickiem, a zakończył „tylko” z golem i asystą. Najpierw wyprowadził Polskę na prowadzenie. Była 14 minuta. Po wymianie podań z Krzysztofem Piątkiem, a więc drugim napastnikiem, „Stępień” pewnie skierował piłkę do siatki. Później tej pewności, spokoju już mu brakowało. W 84 minucie podszedł do jedenastki podyktowanej za faul na Dawidzie Kownackim i jej nie wykorzystał – uderzył niemal w środek bramki. Szybko się jednak zrehabilitował, bo zaraz potem podał wprowadzonemu Kamilowi Mazkowi, który ustalił wynik na 2:0.
Biało-czerwoni wygrali nie tylko dzięki Stępińskiemu czy Mazkowi. Swoją rolę odegrał też bramkarz Jakub Wrąbel. Po tym jak Sebastian Rudol dotknął piłkę ręką, bramkarz Olimpii Grudziądz wyczuł próbę Ivana Zotko z jedenastego metra. Ukraina więc nie wyrównała a na ostatni kwadrans straciła jeszcze jednego zawodnika, bo za dwie żółte i w konsekwencji czerwoną z boiska wyleciał Volodymyr Grachov.
W następnym towarzyskim spotkaniu drużyna Marcina Dorny zmierzy się z Czarnogórą (10 października, godz. 17:30 - Stadion Miejski w Gdyni).