Była środa godzina 9, gdy pani Małgorzata ostatni raz widziała się z mamą Franciszką Ślusarczyk. - Wypiłyśmy poranną kawę. Dopilnowałam, by zjadła śniadanie i jak zwykle popędzana przez nią wyszłam do siebie, kilka ulic dalej - opowiada.
Jest załamana, wyrzuca sobie, że mogła bardziej pilnować mamy, choć jej rodzicielka nie lubiła "kazań". - Denerwowała się, gdy upominałam ją, by posiedziała w domu, pooglądała telewizję lub poczytała książki. Ona najlepiej czuła się na świeżym powietrzu, spacerując po Libiążu i rozmawiając z napotkanymi po drodze sąsiadami - opowiada kobieta. Jest przekonana, że 28 maja jej mama wyszła na spacer zaraz po jej odwiedzinach.
Franciszka Ślusarczyk od siedmiu lat chorowała na alzheimera. Nie lubiła jednak ciągłych kontroli. O sugerowanych przez lekarzy karteczkach przypominających o codziennych obowiązkach czy adresie zamieszkania w razie zaniku pamięci nie chciała nawet słyszeć.
- Kilka razy próbowaliśmy ją zaopatrzyć w takie "ściągawki", ale wszystkie potargała obrażona - wspomina córka zaginionej.
Jej mama od trzydziestu lat mieszkała sama. - Po rozwodzie niechętnie zapraszała do siebie nawet znajomych. Lubiła być sama w domu. Gdy zaczęła chorować , nie chciała słyszeć o przeprowadzce do mnie - zaznacza pani Małgorzata.
Od kilku lat regularnie odwiedzała mamę dwa razy dziennie. Rano - przygotowując jej śniadanie i po południu - obiad.
Dodatkowo panią Franciszkę odwiedzała zaprzyjaźniona sąsiadka, która dwa razy dziennie podawała jej leki.
- Poza alzheimerem mama była w świetnej formie. Fizycznie czuła się doskonale. Długie spacery po Libiążu dodawały jej werwy. Miała wyznaczoną trasę. Co dzień spacerowała tymi samymi ścieżkami wokół miasta - przekonuje.
Gdy zaginęła, wraz z mundurowymi i ich policyjnymi psami przeczesali całą okolicę. - W środę mamę kilku znajomych widziało w Bobrku za Libiążem. Potem w okolicach Chełka - płacze pani Małgorzata. Obawia się, że jej mama może być dosłownie wszędzie. - Mogła wsiąść do jakiegokolwiek autobusu, potem pociągu, może nawet zatrzymała jakiś samochód - z trudem powstrzymuje łzy kobieta. Od środy nie zmrużyła oka. Poza Libiążem jej mama nie ma bliższej ani dalszej rodziny, u której mogłaby się zatrzymać.
- Modlę się, by odnalazła się cała i zdrowa. Każdego kto pomoże nam odszukać mamę, błagam, by nie zwlekał - apeluje za pośrednictwem "Gazety Krakowskiej" córka zaginionej.
Na informacje czeka pod numerem telefonu: 600 501 591. Można też dzwonić na policję pod numer 997. W dniu zaginięcia Franciszka Ślusarczyk ubrana była w ciemną marynarkę i dżinsy. Kobieta ma 152 cm wzrostu, siwe, krótkie włosy.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+