
Na zdj. żołnierze wojsk wielkopolskich w zdobycznych płaszczach zimowych.
Z wielkopolskim fasonem
W jednostkach powstańczych przede wszystkim noszono jednorzędowe płaszcze z sukna z dwiema wpuszczanymi kieszeniami bocznymi i z szarozielonym kołnierzem. Na głowach rogatywki standardowe, usztywniane indywidualnie przez żołnierzy. Warto wiedzieć, że w momencie krzepnięcia młodego wojska polskiego, w garnizonie poznańskim dominowała kadra oficerska i podoficerska uformowana jeszcze w armii pruskiej. Oficerowie w aż 75 procentach mieli za sobą taką służbę, a grono to wzbogaciła grupa świetnie wyszkolonych podoficerów (na początku lat 20. 2/3 podoficerów wywodziło się z armii pruskiej), którzy wstępując do wojsk wielkopolskich zostali awansowani na stopnie oficerskie. Również szeregowi żołnierze, byli nierzadko weteranami wojny, którzy do powstania poszli we własnych mundurach.

Na wojennych frontach
Polacy zapłacili swoją daninę krwi w I wojnie. Jako obywatele Prus, Austro-Węgier czy Rosji, jako przedstawiciele mniejszości we Francji, jako ochotnicy w USA - zakładali mundury i ruszali na fronty. Zaborcy różnie ich traktowali: w armii rosyjskiej Polacy dochodzili do stopni oficerskich, podczas gdy w armii pruskiej mieli utrudnioną drogę awansową. Widać to było w Wielkopolsce na początkach formowania wojsk wielkopolskich - oficerów w rodzaju dowódcy pułku huzarów pułkownika Kazimierza Raszewskiego było mało, powstaniem początkowo dowodził porucznik, a szeregi oficerów musiał zasilić import specjalistów z armii carskiej i awansowani podoficerowie z pruskim wykształceniem.

Na zdj. nieznany z nazwiska szeregowy żołnierz wojsk wielkopolskich pozuje do zdjęcia w atelier.
Pomijając charakterystyczną rogatywkę z orłem, żołnierz ma na sobie mundur pruski, często przerabiany przez Polaków. Dodawano do niego np. kieszenie na piersiach i podwyższano kołnierz, by upodobnić kurtki mundurowe szeregowców do kurtek oficerskich, przerabiano mankiety i dodawano naramienniki. W czasie powstania noszono jeszcze niemieckie okrągłe czapki bez daszka lub czapki podoficerskie z daszkiem, oczywiście bez pruskich bączków w barwach narodowych, które zastępowano biało -czerwoną kokardą, lub opaską biało-czerwoną, i orłem różnych wzorów. Na lewym rękawie zakładano opaskę - koloru białego (bataliony Służby Straży i Bezpieczeństwa), spiłowywano klamrę pasa głównego. Obie strony stosowały przeróbki mundurów, by upodobnić się do strony przeciwnej (np. dla zaskoczenia), co nie było trudne z powodu wspólnego pochodzenia munduru, wyszkolenia w jednym systemie i znajomości komend pruskich. Inna rzecz, że elementów obcych mundurów używano też z braku własnych. W 3 Pułku Ułanów wykorzystano podpinki od pruskich pikelhaub, a jako mundury robocze - pruskie kurtki dragońskie. Pierwsze rogatywki i pierwsze przeróbki mundurów pojawiły się w styczniu 1919 roku co miało związek z powstaniem Armii Wielkopolskiej. Przestała ona istnieć już w maju 1919 roku, ale jej jednostki długo asymilowały się z całym wojskiem polskim, a elementy wielkopolskiego munduru przetrwały jeszcze do 1920 roku. Warto dodać, że w powstaniu walczyli np. marynarze i lotnicy, którzy występowali w mundurach typowych dla swoich formacji. Sportretowany żołnierz ma na nogach trzewiki z owijaczami - te ostatnie były niezłym rozwiązaniem na froncie, gdyż nie przepuszczały zimna, wilgoci, trzymały mięśnie w napięciu, a przez to pozwalały żołnierzowi na np. dłuższy marsz bez zmęczenia.

Na zdj. zagraniczni oficerowie na placu Wolności.
Misja francuskiego ambasadora Josepha Noulensa przybyła do Poznania 2 marca 1919 roku. Pierwsze skrzypce grali w niej Francuzi, m.in. z najmłodszym rangą wśród wojskowych, lecz robiącym wokół siebie wielki szum generałem Henri Niesselem, Włosi, Amerykanie i Anglicy. Na każdym kroku spotykali się w wiwatami ze strony poznaniaków, byli zakwaterowani i żywieni w najlepszych warunkach. Ich obecność spowodowała wcześniejsze - nakazane Niemcom przed ich przyjazdem - przedłużenie zawieszenia broni na powstańczym froncie. Misja przebywała w Poznaniu do 20-22 marca, pokrzyżowała plany niemieckiego powrotu do Poznania i umocniła odbiór pozycji Wielkopolski, ale też pokazała zdziwionym poznaniakom, że… zagraniczni oficerowie i politycy nie są ludźmi doskonałymi. Co chwila dochodziło bowiem do dyplomatycznych nietaktów, a nawet kradzieży naczyń i elementów wyposażenia Zamku Cesarskiego, a przedstawiający się jako przyjaciel Polaków podpułkownik Marquet pisał: „Polacy są niewiele warci i Francja stale ma z nimi kłopoty. Skoro w sposób niesłychanie dla nas zaszczytny odzyskaliśmy Alzację i Lotaryngię, dlaczego mamy się tu kompromitować …