https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Gadacz: szkoły wyższe do poprawki

Małgorzata Iskra
Prof. Tadeusz Gadacz
Prof. Tadeusz Gadacz fot. Andrzej Banaś
"Uniwersytet był i powinien pozostać centrum wolnej myśli i działania". Rozmowa z filozofem prof. Tadeuszem Gadaczem, dyrektorem Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Małgorzata Iskra: Nie pierwszy raz pojawia się fala krytyki dotycząca uniwersyteckiego kształcenia. Czy tym razem coś zmieni?
Prof. Tadeusz Gadacz: Wierzę, że w jej następstwie odbędzie się poważna debata na temat przyszłości uczelni, choć aktualnie środowisko akademickie jest częściowo rozbite, częściowo wypalone i tylko pojedyncze głosy nawołują do rozwagi. Głosy studentów są silniejsze.

Słychać jednak te profesorskie, jak fizyka Jana Stanka z UJ, który skierował do absolwentów list otwarty, uświadamiający im, że zostali źle wykształceni w szkołach średnich i na uczelniach.
Za marne efekty kształcenia nie można całej winy zrzucać na uczonych. Owszem, środowisko naukowe winno zdobyć się na samoocenę i moralną uczciwość w diagnozie, dlaczego uniwersytety i szkoły wyższe źle kształcą. Na pewno część winy znajdą po swojej stronie: wciąż istniejąca wieloetatowość, nieprzykładanie się do rozwoju naukowego, brak czasu dla studentów. Jednak główna przyczyna zapaści uczelni tkwi gdzie indziej. Polska reforma szkolnictwa wyższego dokonała się bez znaczącego zwiększenia PKB. Szczycimy się prawie pięciokrotnym wzrostem liczby studentów w okresie transformacji, a środki przeznaczone na kształcenie i naukę nie wzrosły ani dwukrotnie. Do tego dołącza się wzmagająca się falowo biurokracja w postaci permanentnych planowań i sprawozdań, pozbawiająca ludzi nauki czasu, który powinni poświęcić na badania i dydaktykę. Gdy zaczynałem pracę naukową w 1982 roku, 80 procent czasu mogłem przeznaczyć na badania naukowe i dydaktykę, a 20 procent na działalność wokółnaukową. Dzisiaj jest odwrotnie.

Co jest główną przyczyną słabości uniwersytetów?
Na pewno to, że upada w nich idea zaufania oraz wolności działania i myślenia. Podczas zorganizowanej w lutym przez Uniwersytet Pedagogiczny konferencji "Cóż po uniwersytetach w czasach marnych" naukowcy i studenci z całego kraju byli zgodni, że kształcenie uniwersyteckie wymaga radykalnych zmian. Jak można mówić o zaufaniu, skoro uczelnie wyższe poddawane są coraz ściślejszej biurokratycznej kontroli, a dawnego profesora, który cieszył się autorytetem usiłuje się przekształcić w menedżera-producenta wiedzy. Jak można mówić o wolności wyższej uczelni w sytuacji, w której coraz bardziej szczegółowe aspekty jej życia regulowane są odgórnymi zarządzeniami i to takimi, które w równym stopniu mają obejmować tak różne nauki jak przyrodnicze i humanistyczne, techniczne czy pedagogiczne. Należy odejść także od pomysłu, że to rynek ma decydować o obliczu uniwersytetu. Jeśli rynek będzie decydował, co ma być przedmiotem badań, z obszaru badań mogą zniknąć całe dziedziny nauk niezmiernie ważnych dla kultury, ale zbędne z punktu widzenia pozornej użyteczności i cywilizacji technicznej. Uniwersytet był i powinien pozostać centrum wolnej myśli.

I gromadzić najzdolniejszych...
... gdyż dla kształcenia zawodowego są inne typy szkół. Postulowałbym wprowadzenie college'ów, które pełniłyby funkcję szkół pomaturalnych. Sprawdzają się na Zachodzie. U nas przed kilkunastu laty postawiono na rozwój szkolnictwa wyższego, zwłaszcza niepaństwowego. W rezultacie dorobiliśmy się ogromnej rzeszy ludzi z wyższym wykształceniem: politologów, prawników, a brakuje fliziarzy, murarzy, rzemieślników. Każda praca powinna być traktowana z szacunkiem. Nie każdy jednak musi mieć wyższe wykształcenie, a nawet maturę. Powinno to wiązać się ze zmianą finansowania uczelni wyższych. Obecnie, gdy dotacja ministerialna zmierza za studentem, musimy przyjmować na studia setkę filologów czy filozofów po to, by utrzymać kierunki kształcenia, a faktycznie zainteresowanych tymi studiami może być kilkunastu studentów.

Niektórym pewnie zależy na papierku.
No właśnie. Tymczasem kandydat na studia powinien zadać sobie pytanie: po co się na nie wybiera? Po szczerej odpowiedzi pewnie wielu zrezygnowałoby ze studiowania. A ci "na tak" winni mieć na względzie, że studia wymagają skupienia, że szybko trzeba poznać drogę do biblioteki i często ją pokonywać. Dla mojego pokolenia było to normą, dziś idealistycznym oczekiwaniem.

Mamy wielu absolwentów studiów humanistycznych. Jak wybierać kierunek?
Wyborem powinno kierować upodobanie, pasja do przedmiotu, a nie kalkulacja, czy znajdzie się potem pracę. To mit, że studia mają przygotować do podjęcia pracy. Nim młodzi ludzie je skończą, koniunktura może się zmienić. Zauważyłem też, jak dobrze na rynku pracy radzą sobie absolwenci filozofii, w zasadzie ludzie bez zawodu, którzy nie kształcą się dla konkretnych etatów. Uczą się myśleć. Kształcą się dla samych siebie. Dzieje się to dzięki elastyczności, treningowi myślenia, który towarzyszył im podczas studiów. To jeszcze jeden argument, że nie rynek pracy ma decydować o kształcie uniwersytetu.

Mamy diagnozę. A od czego należałoby rozpocząć reformę uniwersytetów?
Nie da się jej zrobić bez pieniędzy. Wszystkie uczelnie otrzebują ich więcej, między innymi na badania naukowe. Pomysł tworzenia specjalnie finansowanych tzw. uniwersytetów flagowych, został przez środowisko akademickie źle przyjęty, zantagonizował je. Uczeni z ambicją eksperymentowania i odkrywania są również poza tymi wyróżnionymi.

Więcej pieniędzy pewnie w najbliższych latach nie będzie.
Wierzę, że jakieś fundusze się znajdą, choć pani minister jest w tej sprawie zakładnikiem rządu. Aby polskie uczelnie mogły osiągnąć wysoki poziom, porównywalny z tymi lepszymi europejskimi, uczeni muszą mieć warunki do rozwoju naukowego i lepiej zarabiać. Polacy wcale nie są mniej zdolni niż ich koledzy na Zachodzie, o czym zaświadczają światowe kariery uczonych. którzy opuścili kraj. Sądzę, że wielu, pozostając tu i biegając z wykładami od uczelni do uczelni, zaprzepaściło szanse na ważne dokonania.

Jaka na to rada?
Postawić na młodych. Powinni mieć czas na prowadzenie badań i spotkania ze studentami. A czas będą mieli wówczas, gdy będą mieli zapewnione odpowiednie środki do życia. Później można ich będzie rozliczać z efektów.

Wierzy Pan, że dobre warunki rozwoju stworzone młodym naukowcom będą procentować?
Tak, gdyż widzę, że tym ludziom na tym zależy. Zaczęły powstawać na uczelniach, nie tylko krakowskich, grupy nieformalnych wspólnot akademickich. Ci ludzie dyskutują, co należy zmienić, jak będzie lepiej dla ich uniwersytetu. Wierzę w działania oddolne. A jeśli ten zapał ich nie opuści, jeśli w końcu wzrosną środki na szkolnictwo wyższe, to poziom nauczania uniwersyteckiego wzrośnie. Tak wykształceni absolwenci będą przygotowani do zmierzenia się z każdym rynkiem pracy.

Czy w sprawie przyszłej świetności polskich uniwersytetów jest Pan Profesor optymistą?
Z żalem zauważam, że umierają klasyczne uniwersytety, że humanistyka jest wypierana przez nauki przyrodnicze. To się może kiedyś na nas zemścić, gdyż właśnie humanistyka buduje ludzkie postawy. A reszta? Trzeba więcej pieniędzy. Od mieszania łyżeczką, jak mawiał Stefan Kisielewski, herbata słodsza nie będzie. Będą lepsze warunki, będzie lepszy poziom kształcenia. Możemy i powinniśmy więcej wymagać od polskich uczonych. Stwórzmy im jednak warunki do pracy i życia.

Czytaj też: Uniwersytet Jagielloński najlepszą uczelnią w Polsce

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

R
Rh-
Skądinąd niegłupi pan profesor niestety popadł w typowe dla polskich akademików socjalistyczne myślenie na temat finansowania uczelni. Jak mantra powtarzają zdania typu: ""badania podstawowe musi finansować państwo, bo biznes nie ma w tym interesu" - oczekując, że ministerstwo da w końcu kasę na wypociny naszych "naukowców".

Otóż jest to WIERUTNA BZDURA!

Pozwolę sobie przytoczyć parę przykładów odkryć i wynalazków, które zrewolucjonizowały nasze życie. Nie wszystkie były sfinansowane przez tzw. biznes, ale do żadnego "państwo" nie przyłożyło ręki:
1) penicylina - odkryta przez Fleminga, spopularyzowana przez firmę jaką założył ze wspólnikiem w celu jej sprzedaży (no i przez wojnę - wstrzelili się chłopaki z biznesem w niezły rynek)
2) dioda LED - zjawisko emisji światła odkryte w IBM i BellLabs (równolegle przez pewnego radzieckiego technika samouka)
3) telefonia komórkowa - początki to system NMT, którego koncepcja powstała w laboratoriach Bell-a
4) format MP3 - instytut Fraunhoffera jest niezależną jednostką badawczą finansowaną w ponad 80% przez biznes
5) matryca CCD (fotografia cyfrowa, skanery, kamery itp) - laboratoria firmy Kodak
6) RTG - pionierem badań nad promieniowaniem X był niejaki Crooks (konstruktor rury Crooksa - poprzedniczki lampy rtg), który był biznesmenem i naukowcem amatorem. W temacie tym maczał palce niejaki Thomas Edison - w równej mierze biznesmen i naukowiec.

Ciekawe też, że wynalazcę silnika elektrycznego, prądnicy, transformatora, świetlówki (sławny Nicolas tesla) nie wychowała, ani nawet nie "przytuliła" żadna uczelnia ani uniwersytet, a wszystko powyższe wymagało skrupulatnych badań nad zjawiskami fizycznymi i szczypty nieszablonowej wyobraźni.

Poraziło mnie też zdanie "To jeszcze jeden argument, że nie rynek pracy ma decydować o kształcie uniwersytetu." i wychwalanie studiów humanistycznych. Efekt takiego myślenia jest taki, że
w C A Ł E J E U R O P I E B R A K U J E I N Ż Y N I E R Ó W.
Dlatego cieszyłbym się gdyby prawdą było, że "humanistyka jest wypierana przez nauki przyrodnicze.". Oznaczałoby to, że mamy szansę by jakiś wynalazek na miarę wyżej wymienionych powstał w polsce - jak na razie większość powstała w USA.
Ale cóż... ja jestem tylko technokratą marzycielem.....
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska