I południowoamerykańskie bezdroża go nie zawiodły. Dały mocno w kość. Krakowianin przetrwał jednak pierwsze poważne starcie. Na mecie drugiego etapu 40. edycji Dakaru zameldował się jako siódmy, tracąc do zwycięzcy blisko 14 minut. - Nie było łatwo, ale odcinek przejechałem płynnie - zaznaczył zadowolony, choć bardzo zmęczony.
Stawkę quadowców otwierał wczoraj Chilijczyk Ignacio Casale. - Nie zależy mi na fajerwerkach. Niech inni szaleją. Jestem długodystansowcem, pojadę swoim tempem - zapowiedział przed startem Sonik. Na 267-kilometrową pętlę wokół peruwiańskiego Pisco wyruszył jako piąty (taką pozycję wywalczył podczas sobotniego prologu). Czy to dobre miejsce? - Doskonałe. Najlepsze z możliwych. Daje taktycznie korzystną pozycję. Nie jestem zbyt daleko od czołówki, a nie muszę zakładać śladu na pustyni. Mogę jechać za innymi, a więc pewniej, bezpieczniej i szybciej - zaznaczył krakowski przedsiębiorca.
Jechał szybko, pewnie, ale rozważnie. Tradycyjnie nie obyło się jednak bez drobnych kłopotów. - Raz musiałem zawracać, bo drogę między wydmami zablokowały samochody - opowiadał.
Nie ukrywał również, że silnikowi jego quada brakuje mocy. - Na płaskich i lekko pofałdowanych odcinkach rywale mi odjeżdżają - przyznał. Po dwóch etapach zajmuje siódme miejsce, tracąc do Casale blisko 18 minut. Kamil Wiśniewski, nasz drugi quadowiec, metę minął jako 17., tracąc ponad 34 minuty.
Wśród kierowców terenówek na drugim etapie najlepiej spisał się Francuz Cyril Despres (peugeot 3008 DKR maxi). To jego drugie etapowe zwycięstwo. Mini John Cooper Works Rally z Jakubem Przygońskim za kierownicą pojawiło się na mecie ze stratą blisko 27 minut (16. czas). Byłoby zapewne lepiej, gdyby nie problemy żołądkowe pilota, Belga Toma Colsoula. Zawodnik Orlen Team po dwóch etapach jest na dobrym, 13. miejscu.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska