
Type O Negative - Slow, Deep and Hard
Jeden z moich ukochanych zespołów lat 90. i bez wątpienia jeden z najbardziej charakterystycznych, oryginalnych brzmień w muzyce rockowej przełomu wieków. Tak, Type O Negative to przede wszystkim późniejszy "Bloody Kisses" (też bardzo polecam), ale na "Slow, Deep and Hard" słychać już trąby Jerycha. Jeśli nie słyszeliście, uwierzcie - chyba tylko Barry White potrafił tak zmysłowo i przewrotnie śpiewać o miłości.
Mój ulubiony utwór: "Unsuccessfully Coping with the Natural Beauty of Infidelity".

9. Nirvana - Nevermind
W szkole podstawowej nie znosiłem Nirvany. Bo kochali ją wszyscy. I wszyscy myśleli, że "Smells Like Teen Spirit", "Come As You Are" czy "Something In A Way" to właśnie piosenki o nich, o ich życiu i małoletniej niedoli. Prawda jest taka, abstrahując od rewolty, którą Nirvana wznieciła w muzyce, że niewiele było w historii rocka zespołów z tak boskim talentem do pisania prostych, chwytliwych acz doskonałych piosenek. Kto jeszcze? The Beatles? Depeche Mode? Może The Kinks?
Mój ulubiony utwór: "In Bloom".

8. Prince - Diamonds and Pearls
Prince'a też nie znosiłem. Do czasu aż usłyszałem "Get Off". Teledysk do tego utworu, namiętnie puszczany w MTV o każdej porze był dla mnie w 1991 roku czymś, czego dzieci nie powinny oglądać. Gdybym wtedy znał słowo "pornografia", tak właśnie nazwałbym ten klip. Dobrze, że nie wszystko rozumiałem z tekstu. Świetny album.
Mój ulubiony utwór: "Get Off"

7. Primus - Sailing the Seas of Cheese
Les Claypool genialnym basistą jest. I był. Posłuchajcie, co ostatnio nagrywa z Lennonem juniorem na przykład. Primus zawsze będzie dla mnie jednym z najwspanialszych, najbardziej absurdalnych wykwitów lat 90., czymś, co nie mogłoby udać się w żadnej innej dekadzie. Całe "Sailing the Seas of Cheese" to jak sygnał z innego wymiaru, no ale Les Claypool...
Mój ulubiony utwór: "Here Come the Bastards"