Jednym z najmłodszych rolników w chrzanowskim jest Piotr Urbańczyk z Dulowej pod Trzebinią. 31-latek uprawia sto hektarów obsianych głównie żytem, rzepakiem, soją.
- To moja ojcowizna. Każdy centymetr ziemi jest na wagę złota - wyznaje młody rolnik. Wychował się na polu. Gdy jego rówieśnicy z miasta bawili się na placach zabaw albo wyjeżdżali na wakacje, on ciężko pracował.
- Ani przez moment nie ciągnęło mnie do miasta, za granicę. Tutaj jest mój dom - podkreśla Piotr Urbańczyk. W sezonie wstaje skoro świt, a wraca do domu wieczorem. Dopiero po żniwach ma więcej czasu dla dwóch ukochanych córeczek i żony.
- Wspierają mnie, pomagają w polu. Mam nadzieję, że kiedyś same przejmą pałeczkę - wyznaje mężczyzna. Choć praca jest ciężka, daje mu sporo satysfakcji.
- Swojskie, zdrowe produkty, warzywa, owoce, jaja od kur. Nigdy bym tego nie zamienił na jedzenie z supermarketów pełne chemicznych ulepszaczy - zaznacza.
Utrapieniem pana Piotra, ale też pozostałych rolników w regionie są dziki. Te, które odwiedzają jego teren, zniszczyły mu w tym sezonie aż trzy hektary pszenicy.
- Nie ma na nie siły. Wprawdzie mamy koło łowieckie, ale nie radzi sobie ze zwierzyną. „Łapki” na dziki, które proponują nam urzędnicy, to nieporozumienie - komentuje mężczyzna.
Także odszkodowania, które wypłacają koła łowieckie poszkodowanym, stanowią zaledwie niewielki procent strat.
- Mimo wszystko rolnictwo nadal się opłaca. Pod warunkiem, że się je kocha i poświęca mu czas. Wtedy praca jest przyjemnością, nie katorgą, a i grosz zawsze w kieszeni będzie - uśmiecha się pan Piotr.
Jak mówi, rolnictwo w powiecie chrzanowskim zamiera. - Jeszcze jak dziadek żył, prawie każdy sąsiad obrabiał własne poletko. Dziś widok traktora czy kombajnu to dla dzieci nie lada atrakcja - dzieli się spostrzeżeniami. Żałuje, że trochę brakuje mu czasu, by hodować dodatkowo zwierzęta: krówkę, kozę, konia czy świnkę.
- Ojciec ma kury, więc mamy świeże jaja i drób - dodaje Piotr Urbańczyk. W tym roku podczas dożynek powiatowych będzie pełnił rolę starosty dożynkowego, a jego żona Anna - starościny.
- To dla nas wielki zaszczyt - wyznaje mężczyzna. Nie pierwszy raz jednak wcieli się w postać gospodarza. Już trzykrotnie witał gości podczas dożynek gminy Trzebinia.
- To dobra tradycja. Niestety, większość gości, którzy przychodzą świętować, z rolnictwem nie ma nic wspólnego. Jednak warto ją kultywować - przekonuje mieszkaniec Dulowej.
Podczas imprezy szczególnie młode pokolenie może nauczyć się, jak odróżniać pszenicę od żyta, albo uświadomić sobie, że chleb jest z mąki, a ta ze zboża, które trzeba wcześniej zebrać z pola podczas żniw.
- Może jeszcze wrócą czasy, w których rolnictwo znów będzie w modzie, a ludzie trochę zwolnią w pogoni za pieniędzmi - zamyśla się rolnik.
Źródło: Gazeta Krakowska