W sobotę o 8 rano pojechałem z dziećmi do Bukowiny Tatrzańskiej. Na narty. Nie przejąłem się obawami małżonki, że utkniemy w korku, bo zaczęły się ferie w województwie mazowieckim i pół Warszawy jedzie na Podhale. Korka-giganta nie było, samochodów z rejestracjami rozpoczynającymi się na literkę "W" - faktycznie bardzo dużo. A wraz z nimi: nagłe przyspieszanie i wpychanie się przed kierowców jadących prawym pasem tuż przed końcem ekspresówki w Lubniu, chore w zamyśle i wykonaniu próby wyprzedzania na odcinku do Skomielnej, szaleńcze manewry na serpentynach Obidowej. A wczesnym popołudniem na stacji Rusin-Ski ludzie głośno komentujący niedostatki narciarskiej infrastruktury z minami: co ja tu robię, dlaczego nie jestem w St. Moritz?
Tak, Warszawa to nie miejsce zamieszkania, to stan umysłu.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!