Do wypadku doszło 7 czerwca 2017 roku. Około godz. 15 Sławomir Leszko odebrał 12-letniego syna ze szkoły. Przyjechał po niego trójkołowym motocyklem piaggio i podwiózł do dziadków, którzy mieszkają przy ul. Zamkowej.
Gdy tylko rozstał się z chłopakiem, przejechał jakieś 10 metrów - do skrzyżowania z ulicą Jantona i zamierzał skręcić w lewo. Wtedy zobaczył pędzący za nim motocykl crossowy. Przypuszczając, że go ominie, pan Sławomir postanowił się zatrzymać. Crossowiec stracił jednak nagle panowanie nad kierownicą po czym uderzył w lewą nogę kierowcy skutera. Leszkę z miejsca zdarzenie zabrała karetka pogotowia. Lekarze musieli poskładać połamane kości - piszczelową i strzałkową.
Szybko wyjaśniło się, że motocyklem kierował 17-letni mieszkaniec pobliskiego osiedla. Nie miał prawa jazdy, a jego pojazd nie był zarejestrowany. Nastoletni kierowca został za to ukarany grzywną w wysokości 400 zł.
Sławomir Leszko był zdumiony po tym, jak to jemu postawiono zarzut spowodowania wypadku. Sąd pierwszej instancji uznał jego winę. Jak uzasadniał - mężczyzna powinien był zjechać z toru jazdy motocykla crossowego, a nie zatrzymywać się. Skazał za to Leszkę na karę nagany.
Chociaż nie była surowa, to przez nią tarnowianin nie może ubiegać się o odszkodowanie z firmy ubezpieczeniowej.
- Nie to jednak jest najważniejsze, ale fakt, że z ofiary zrobili sprawcę wypadku! - oburza się. Jego obrońca złożył zażalenie na wyrok.
Podczas procesu odwoławczego sąd postanowił przesłuchać biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych, który przygotowywał opinię w sprawie. Ekspert przyznał, że główną przyczyną wypadku była nadmierna prędkość młodego motocyklisty. Wyliczył, że przekroczył ją o przynajmniej 14 km/h. Biegły zaznaczył jednak, że do wypadku, by nie doszło gdyby pan Sławomir nie zatrzymywał się.
Ostatecznie Sąd Okręgowy utrzymał wcześniejszy wyrok.
- Po ponownej szczegółowej analizie materiału dowodowego jedynym słusznym i sprawiedliwym rozstrzygnięciem jest utrzymanie w mocy zaskarżonego wyroku - mówiła uzasadniając wyrok sędzia Małgorzata Stanisławczyk-Karpiel.
Sławomir Leszko z werdyktem Temidy nie może się pogodzić i nie kryje rozczarowania. - Żadnego przepisu nie złamałem, a jednak jestem winny - kręci głową.
Zapowiada, że na znak protestu weźmie udział w marszu osób poszkodowanych przez sądy i instytucje państwowe, który zaplanowany jest we wrześniu w Warszawie.
