Najważniejszy plac budowy w naszej części Małopolski to trzy powstające jednocześnie odcinki autostrady A4 - Szarów - Brzesko, Brzesko - Wierzchosławice i Wierzchosławice - Krzyż. Oficjalnie roboty na nich rozpoczynały się pod koniec lutego, na początku marca, ale oznak wielkich postępów w pracy do tej pory w terenie nie widać. Zarówno na odcinku między Brzeskiem i Wierzchosławicami, jak i na fragmencie do Krzyża. Powód zastoju? Deszczowa, jak nigdy dotąd, wiosna.
- Szacujemy, że opóźnienia w budowie autostrady wynoszą w tej chwili około dwóch, trzech miesięcy - mówi Stanisław Pletnia, koordynator projektów z ramienia Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. - Praktycznie dopiero tydzień po ostatniej powodzi ekipy mogły wrócić na roboty.
Drogowcy przyznają, że największe problemy mieli przy budowie przeprawy przez Dunajec. W trakcie majowej powodzi woda wdarła się na plac budowy i zalała tam część maszyn. Szkody nie są jeszcze oszacowane. Roboty dopiero wznowiono, końca dobiegają jeszcze wykopaliska archeologiczne. Nie oznacza to, że od dwóch miesięcy nic się na budowie nie działo.
Wszystkie trzy odcinki między Szarowem i Tarnowem są mniej więcej na podobnym etapie zaawansowania. Trwa palowanie obiektów mostowych. Ale opóźnień zanotowanych na starcie raczej nie da się nadrobić.
- Zakładamy, że autostrada dotrze do Tarnowa w czerwcu 2012 roku - mówi Stanisław Pletnia.
Nietęgie miny mają też drogowcy w Tarnowie. Już wiadomo, że trwająca od wiosny przebudowa skrzyżowania ulic Dąbrowskiego, Konarskiego i Gumniskiej przedłuży się. Wykonawca miał opuścić plac budowy końcem lipca. Ale już zgłasza miesięczne spóźnienie. Konsekwencje będą ciężkie do zniesienia dla kierowców. W międzyczasie pojawią się kolejne utrudnienia na mapie, czyli m.in. budowa przejścia podziemnego pod ulicą Mickiewicza czy budowa ronda na ulicy Jana Pawła II, o rekordowo już spóźnionym łataniu dziur po zimie nie wspominając.
Sytuacja Tarnowa to jednak nic w porównaniu z tą w powiecie, gdzie powódź dokonała niespotykanych zniszczeń. Straty idą w dziesiątki milionów, ponad 100 kilometrów dróg powiatowych jest doszczętnie zniszczonych. A jeszcze w połowie maja aktualne były plany choćby modernizacji trasy Lubaszowa - Siepietnica kosztem ponad 9 milionów0 złotych.
Roboty w dużej części dofinansowane miały zostać z funduszy unijnych. Po dwóch powodziowych falach mieszkającym w pobliżu drogi marzy się teraz możliwość przejazdu choćby po największych dziurach. Powód? Fragment trasy przestał istnieć. W Jodłówce Tuchowskiej powodziowa fala zmiotła odcinek o długości ponad stu metrów.
Takich problemów jest więcej - niektóre z nich są spowodowane osuwiskami. Samorządowcom sen z powiek spędzają więc niezaplanowane wiosną remonty, tylko przywrócenie ruchu na katastrofalnie zniszczonych szlakach.
- Potrzebujemy milionów ton materiału, którym można by zasypać wyrwy, żeby ludzie mieli jak dojechać do swoich miejscowości - mówi starosta tarnowski, Mieczysław Kras.
Ze Zdzisławem Musiałem, dyrektorem TZDM, rozmawia Andrzej Skórka
Jak bardzo powódź pokrzyżowała plany wiosennych remontów drogowych w Tarnowie?
Nie ukrywam, że długotrwałe i bardzo obfite opady nie pozostały bez wpływu na obecny stan ulic w mieście. Właśnie z powodu fatalnej pogody mamy dwumiesięczne opóźnienie związane z łataniem ubytków po zimie. To samo dotyczy także odnowy poziomego oznakowania jezdni.
Ten rok ma być rekordowy pod względem inwestycji drogowych. W ich przypadku też będą opóźnienia?
Niestety. Już wiemy, że dłużej potrwa przebudowa skrzyżowania ulic Dąbrowskiego, Konarskiego i Gumniskiej. Wykonawca uzasadnia to skutkami powodzi. Lekko opóźniona jest również budowa dodatkowych pasów ruchu obok nowej Targowicy. Grunt jest tam tak nasiąknięty wodą, że nie da się wciąż wykonać badań nośności gruntu.
Ile pieniędzy trzeba było wydać na walkę z wielką wodą?
Według wstępnych szacunków koszty powodzi w naszym przypadku przekroczyły milion złotych. To głównie wydatki na zabezpieczenie dwóch mostów na Białej oraz zakup ponad półtora tysiąca ton piasku.
Kolejnym wydatkiem będzie przebudowa kładek dla pieszych nad Wątokiem?
Trzeba je podwyższyć, by nie utrudniały przepływu fali powodziowej. Jedna taka operacja kosztuje dwieście tysięcy złotych, a trzeba ją przeprowadzić na trzech kładkach w mieście.