- Najbardziej brakuje mi w sklepikach drożdżówek. To jednak nie problem, bo mogę je kupić w każdym mijanym po drodze do szkoły sklepie - mówi Magda, uczennica jednego z lubelskich liceów. Jak dodaje, w szkole kupuje tylko wodę.
Minęły prawie dwa tygodnie od kiedy w życie weszło tzw. sklepikowe rozporządzenie, które ściśle określa, jakie produkty można sprzedawać w szkolnych sklepikach. W związku z funkcjonowaniem nowych przepisów, dyrektorzy dostrzegają spadek zainteresowania zakupami w szkole.
- Przed okienkiem nie ma takiej kolejki jak dawniej - mówi Urszula Sławek, dyrektor Gimnazjum nr 9 przy ul. Lipowej. I dodaje: - Jeszcze nie spotkałam się, żeby w szkole ktoś manifestował swój sprzeciw, ale podczas jazdy autobusem słyszałam uczniów z różnych szkół, którzy zapowiadali, że będą przynosić takie jedzenie, jakie im smakuje.
Podobne spostrzeżenia ma Klaudia Skulimowska, która od sześciu lat prowadzi sklepik w Szkole Podstawowej nr 10 przy ul. Kalinowszczyzna. Jak mówi, dzieci nie są chętne do kupowania produktów dopuszczonych przez rozporządzenie. Kupują jedynie chipsy kukurydziane i wodę.
- Wodę po to, by popić cebularza, z którym już przychodzą do szkoły. W sklepiku go nie znajdą, bo jest w nim biała mąka, której rozporządzenie nie dopuszcza - mówi Skulimowska. I dodaje, że nowe przepisy nie sprawiły, że dzieci zmieniły swoje nawyki żywieniowe. - Uczniowie na korytarzach zajadają batony i chipsy. Piją także najtańsze oranżady.
Jak przyznaje, jej utarg dzienny spadł o 60 procent, a w hurtowniach ciężko znaleźć produkty spełniające normy.
Nieco lepiej wygląda sytuacja w stołówkach szkolnych. Jak przyznają dyrektorzy, nowe wytyczne niewiele różnią się od dotąd przyjętego menu. - Już wcześniej smażone potrawy dzieci jadły tylko raz w tygodniu. Ceny też nie poszły w górę - mówi Dorota Fornalska, dyrektor SP nr 22 przy ul. Rzeckiego. Dzieci płacą tu za obiad od 3 do 4 zł.
Problemem jest zmniejszenie ilości używanego cukru i soli. I tak przykładowo kompoty w Zespole Szkół nr 17 są słodzone miodem. - U nas, zdaniem uczniów, stołówkowe dania są zbyt mało doprawione. Zaczęli więc przynosić ze sobą sól z domu - dopowiada Urszula Sławek.
Kontroli jeszcze nie ma
Jak przyznaje Irmina Nikiel, powiatowy inspektor sanitarny w Lublinie, pytań w sprawie interpretacji rozporządzenia jest dużo. - W związku z tym zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie szkoleń - mówi Irmina Nikiel.
Będą dwa: pod koniec września i na początku października. Szczegółów jeszcze nie ustalono, ale już wiadomo, że udział będzie bezpłatny.
Jak dodaje Irmina Nikiel, sanepid jeszcze nie przeprowadził kontroli sklepików i stołówek szkolnych.