Zobacz zdjęcie (instragram.com)
Świętować miał też Marcin Dołęga. Nie wiadomo, czy ze szczypiornistkami ze Szwecji, koszykarkami z Hiszpanii, czy po polsku, w męskim gronie. Dziennikarzom w każdym razie żartem zapowiedział, że jeśli uda mu się zdobyć medal w poniedziałek, to na wywiady zaprasza w środę, bo dopiero wtedy będzie w stanie się dogadać. Był chyba większym faworytem do złota niż Bolt, a żądne przygód skandynawskie sportsmenki już czekały w blokach startowych. Dołęga jednak przegrał. Wszystko. Naprawdę mi go żal, cholera. Zasłużył na medal, zasłużył na olimpijską emeryturę. Zamiast nich po podnoszeniu ciężarów, które - jak łatwo wywnioskować z nazwy - do lekkich rozrywek nie należą, zostaną mu zryte kolana, łokcie, stawy, kręgosłup. Z wpadek polskich sportowców łatwo drwić, ale nie tym razem.
Przy okazji widać jak różne mogą być porażki. Radwańska przegrała w Londynie trzy razy i z uśmiechem na ustach, chichocząc wręcz, mogła wrócić do turniejów za miliony baksów. Dołęga przegrał raz i zastanawia się, czy w przyszłości powiąże koniec z końcem. Paradoksalnie, igrzyska miast wszystkich czynić równymi, jeszcze bardziej pogłębiają rozdźwięk między sportami popularnymi a niszowymi, między gwiazdami z pierwszych stron gazet, a drugoplanowymi na co dzień bohaterami. Tym bardziej, że przecież Bolt nie każdego wpuszcza do swojego pokoju.
Skandaliczna obsługa kibiców - Wisła Kraków przeprasza - przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!