https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wiklina z Rącznej podbija cały świat

Barbara Ciryt
Stanisław Banachowicz przez całe życie uprawia wiklinę
Stanisław Banachowicz przez całe życie uprawia wiklinę fot. barbara Ciryt
Mieszkańcy od wieków utrzymują się z wyplatania. Przygotowują się do wielkiego Święta Wikliny W Rącznej wokół domów, przy płotach i na specjalnie skonstruowanych stojakach suszą się wiklinowe pręciki.

W Rącznej wokół domów, przy płotach i na specjalnie skonstruowanych stojakach suszą się wiklinowe pręciki. Wszędzie ich pełno. - Tak jest u nas od 200 może 300 lat - mówi jeden z mieszkańców, Stanisław Banachowicz. Kiedyś cała wieś zajmowała się wyplataniem wszelkich przedmiotów z wikliny, począwszy od wozów konnych po uchwyty do szklanek. Dziś mieszkańcy robią głównie kosze i kwietniki.

Rączna zaczęła przygotowania do Święta Wikliny. W niedzielę podczas zabaw i tańców będzie można zobaczyć wiklinowe cudeńka. Sołtys Rącznej Lesław Rosek zaznacza, że nazwa miejscowości pochodzi właśnie od ręcznej roboty. - Dziś wszyscy mówią, że to wyplatanie, kiedyś używaliśmy innej nazwy - grodzenie - przypomina sołtys.

Wspomina, że dawniej to wszyscy na wsi żyli z grodzenia. - Prawie w każdym domu od rana do wieczora siedzieli przy wiklinie - zaznacza sołtys. - Robili nawet wozy, do których zaprzęgali konie. Jedne służyły do pracy w polu, nazywano je półkoskami. Inne, zdobione i malowane, to fasągi. Nasi dziadowie używali ich, kiedy jechali na wesele - tłumaczy pan Lesław.

Przed laty w Rącznej wiele przedmiotów służących w gospodarstwie domowym było z wikliny. Mężczyźni robili duże kosze na ziemniaki, na drewno albo kufry na odzież. Kobiety wyplatały formy na chleb i kosze na owoce. - Do wyplatania brały się też dzieci - mówi Józefa Rosek. - Jako kilkunastoletnia dziewczyna robiłam uchwyty do szklanek i osłonki na flakoniki do perfum - przypomina sobie dawne dzieje pani Józefa. Dziś jest na emeryturze, ale robi małe ozdobne koszyczki. - U nas ludzie lubią pracować. W wolnych chwilach biorą się za wiklinę, ale głównie starsi, młodym już ta robota się nie podoba. Uciekają za granicę - mówi sołtys Rosek.

We wsi jest też kilka hurtowni z wiklinowymi wyrobami. Niektóre handlują wyrobami także z innej wikliniarskiej miejscowości, z Rudnika na podkarpaciu. Stanisław Banachowicz zaznacza, że tam z wikliny robią nawet meble: szafki, krzesła, fotele bujane. - My specjalizujemy się w koszykach - mówi pan Stanisław. - Mamy odbiorców, którzy wywożą je do Szwecji czy Finlandii. Tam ludzie w tych koszyczkach noszą drugie śniadanie do pracy - dorzuca.

Wybrane dla Ciebie

Gospodarka się rozpędza, ale ostrożnie. Analitycy studzą optymizm

Gospodarka się rozpędza, ale ostrożnie. Analitycy studzą optymizm

Filip Chajzer miał wypadek na motocyklu! Jest w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim

Filip Chajzer miał wypadek na motocyklu! Jest w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska