

GOL DLA WISŁY OZNACZA… KŁOPOTY
Wisła obejmowała prowadzenie w meczach z GKS-em Tychy, Chrobrym Głogów, Puszczą Niepołomice i Stalą Rzeszów. Wszystkie te mecze przegrała, bo nie potrafiła utrzymać koncentracji, nie potrafiła ustrzec się błędów i straty prostych goli. To zaczyna być wręcz standard, że strzelony gol przez „Białą Gwiazdę” oznacza dla niej kłopoty. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tej drużynie gra sporo młodych piłkarzy, to jest dziwne zjawisko. Bardzo dziwne.

DRAMATYCZNE STAŁE FRAGMENTY GRY
W Rzeszowie Wisła wręcz dramatycznie wykonywała stałe fragmenty gry. Pal licho, gdyby kończyło się tylko na braku zagrożenia dla bramki rywali. Tutaj jednak mieliśmy sytuacje i to kilka, gdy tak szły dośrodkowaniu z rzutu rożnego czy wolnego, że rywal przejmował piłkę i jechał z kontrą. W 22 min właśnie taka sytuacja zakończyła się golem dla Stali.

DZIURA W ŚRODKU POLA
Wisła miała w Rzeszowie ogromne problemy w drugiej linii, gdzie zostawiała mnóstwo miejsca rywalom na rozgrywanie piłki. Wystawienie Vullneta Bashy w takiej dyspozycji, jaką prezentował w sobotę, okazało się po prostu gigantycznym błędem. Na jego pozycji trzeba biegać, zamykać przestrzenie, robić odbiory, a Basha poruszał się w tym spotkaniu dostojnie po boisku niczym oldboj, co przy żwawych piłkarzach Stali wprost biło po oczach. To jednak nie tak, że tylko Basha był winny tego jak Wisła prezentowała się w tym meczu. Inni pomocnicy też mocno nie dojechali do Rzeszowa…