

DOBRZE ZACZĘLI, FATALNIE SKOŃCZYLI
Mecz w Radomiu był symboliczny nie tylko dlatego, że przypieczętował spadek Wisły z ekstraklasy. On był w pewnym sensie odzwierciedleniem całego sezonu, który „Biała Gwiazda” też zaczęła nieźle, a im dalej w było w las, tym gorzej. W niedzielę było prowadzenie 2:0, a później wszystko rozsypało się niczym domek z kart. Tak jak Wisła rozsypała się w trakcie rozgrywek.

ZEROWA ODPORNOŚĆ PSYCHICZNA
O mentalności tej drużyny pisaliśmy już chyba dziesiątki razy. Ona w całym sezonie była praktycznie zerowa. Mnóstwo było spotkań, w których wystarczyło Wiśle strzelić gola, by drużyna przestawała totalnie grać. I tak było też w niedzielę. Pierwszy gol Karola Angielskiego spowodował lawinę…

ZERO WYCIĄGANIA WNIOSKÓW
Jeśli wiślacy byli przygotowani na stałe fragmenty gry Radomiaka - a Michal Frydrych twierdzi, że byli - oznacza to, że nie wyciągnęli z tych analiz żadnych wniosków. Po oczach wręcz biło to w jak łatwy sposób radomianie strzelali bramki w drugiej połowie.