- Oni działają jak mafia kredytowa - nie kryje zdenerwowania pan Krzysztof, mieszkaniec starówki. - 18 stycznia musiałem zawiadomić policję. Sprawę powierzono młodej pani sierżant, która przyznała, że dotąd zajmowała się tylko wykroczeniami. Boimy się, że ci lichwiarze dalej będą nas nękać.
30-letnia dziś pani Monika (córka pana Krzysztofa) w 2013 i 2014 roku wzięła w toruńskiej firmie pożyczkowej dwie chwilówki. Każda na 1000 zł. Zabezpieczeniami pożyczek były telewizor i lodówka.
- Najpierw raty płaciłam terminowo. Potem, przyznaję, z opóźnieniami, bo padała mi działalność gospodarcza - mówi pani Monika.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
Kobieta przedstawia dowody wpłat kolejnych rat. Przy kwotach od 10 do 420 zł widnieją różne tytuły wpłaty: „spłata chwilówki”, „aneks”, „spłata aneksu”, „zaliczka”.
- Ta pani zdążyła spłacić nam wyłącznie koszty chwilówek. Nie spłaciła natomiast do dziś kapitału. Od 2013 do 2015 roku narosły, przyznaję, solidne koszty. Ale zgodne z zawartą umową i regulaminem - podkreśla pan B., właściciel firmy (dane do wiadomości redakcji).
Dokładnie 2 listopada 2015 roku pani Monika podpisała dokument zatytułowany „Umowa pożyczki” na druku zupełnie innym od poprzednich. Wynika z niego, że firma udziela jej 15 tysięcy zł kolejnej pożyczki. Sumę ma spłacić w 75 miesięcznych ratach, po 200 zł każda. Spłacanie skończy się 25 lutego 2022 roku.
- Nigdy nie dostałam od nich takiej pożyczki. Dokument podpisałam w samochodzie pracownika firmy. Byłam zastraszona - mówi pani Monika.
Właściciel firmy przyznaje: - Owe 15 tysięcy zł to koszty niespłaconych chwilówek z 2013 i 2014 roku. Takie narosły przez dwa lata. Podpisując dokument pani Monika przyjęła ten dług.
W mieszkaniu rodziców na starówce pani Monika bywa już rzadko. Często pojawiają się tu przedstawiciele firmy...
- We wrześniu ubiegłego roku próbowali do nas wejść. W październiku ich wpuściłem. Nie mieli żadnych dokumentów. Twierdzili, że „przyszli po raty”. Chodzili po mieszkaniu, otwierali szuflady. Wezwałem policję i ta nakazała im wyjść - relacjonuje pan Krzysztof. - W grudniu i styczniu znów próbowali wejść. 18 stycznia br. zawiadomiłem policję o nękaniu, ale po kilku dniach znów się pojawili. Ostatni raz podejście robili kilka dni temu.
Pan B., szef firmy pożyczkowej, zaprzecza, by nękał rodziców pani Moniki.
- Przychodzimy, bo klientka wzięła pożyczkę z opcją „domowej obsługi rat” i podała adres swoich rodziców - mówi młody przedsiębiorca. - To pan Krzysztof jest nieobliczalny. 2 grudnia 2016 roku wpadł do naszego biura, przewracał dokumenty i krzyczał „dawajcie pieniądze!”. Zadzwoniłem na policję i zgłosiłem napad. Pan Krzysztof wtedy uciekł, więc odwołałem zgłoszenie.
Pan B. zapewnia, że dysponuje wieloma nagraniami. I z rozmowy z policją tamtego grudniowego dnia i z przebiegu wizyty (jednej jedynej, jak zaznacza) w domu pana Krzysztofa.
Co stało się ze zgłoszeniem pana Krzysztofa o nękaniu z 18 stycznia br., które trafiło do młodej pani sierżant? Co z kolejnym, dotyczącym kierowania gróźb w celu zwrotu wierzytelności?
- Sprawy są w toku. Prowadzimy czynności sprawdzające, czy doszło do przestępstwa - informuje Wojciech Chrostowski z policji w Toruniu.
Tymczasem pan B. w rozmowie z nami obiecał, że dalszą windykację wobec pani Moniki poprowadzi poprzez sąd.
INFO Z POLSKI - przegląd najciekawszych informacji ostatniego tygodnia w kraju (07.04-13.04)
