Treść rozporządzenia ucieszyła górniczą „Solidarność”, która jeszcze w środę groziła najazdem na Warszawę, „jeśli nowe normy zagrożą przyszłości kopalń”. Działacze antysmogowi cieszą się, że przepisy wreszcie są, ale krytykują odroczenie zakazu „o dwa kolejne sezony grzewcze”. – Interes kopalń znów okazał się ważniejszy od życia i zdrowia milionów Polaków – mówi rozczarowany Andrzej Guła, szef Krakowskiego Alarmu Smogowego.
Między smogiem a związkowcami
Rozporządzenie ministra energii, zawierające normy na węgiel, było na początku października jednym z najgorętszych i najpilniej strzeżonych dokumentów. Górniczy związkowcy grozili pierwszym od lat najazdem na Warszawę, jeśli normy utrudnią handel ich urobkiem. Organizacje społeczne żądały wprowadzenia regulacji zgodnych z uchwałami antysmogowymi przyjętymi w kilku regionach, m.in. w Małopolsce.
Uchwały zakazują używania opału najgorszej jakości, bo to glówne źródło zabójczego smogu. - Zakaz ten jest jednak fikcją, jeśli opałem takim można legalnie handlować - komentuje Andrzej Guła, szef Krakowskiego Alarmu Smogowego.
Dlatego wszyscy w napięciu czekali na - zapowiadane od... stycznia 2017 r. - ustanowienie przez ministra energii norm na paliwa stałe, w tym węgiel. Z dużą dozą zwątpienia, bo podobne próby wprowadzenia norm kończyły się w minionych latach fiaskiem - z powodu lamentu branży węglowej.
Gdy obecny rząd zajął się tematem, szefowie kopalń tradycyjnie przekonywali, że jeśli państwo zakaże sprzedaży najgorszych sortów węgla, państwowe kopalnie popadną w tarapaty, wiele trzeba będzie zamknąć. Związkowcy grozili protestami na ulicach Warszawy.
Efekt? W ogłoszonym kilka tygodni temu projekcie rozporządzenia minister energii zaproponował normy w praktyce podtrzymujące sprzedaż sortów o niespotykanie wysokiej w Europie zawartości pyłów i siarki. Ostro skrytykowali to m.in. ministrowie środowiska i zdrowia oraz minister przedsiębiorczości i technologii, krakowianka Jadwiga Emilewicz (która doprowadziła wcześniej do ustanowienia obiecanych norm na kotły węglowe). Żądali od ministra energii wprowadzenia ostrych norm, najlepiej zgodnych z tymi, jakie mamy w Małopolsce.
Alarm Smogowy: „Kopalnie będą nadal sprzedawać do domów zawilgocony i zasiarczony miał, którego połowę stanowi niepalny odpad i woda”.
W czwartek, z okazji podpisania rozporządzenia, Tchórzewski i Emilewicz mówili zgodnie o historyczym kompromisie, który z jednej strony przyspieszy walkę ze smogiem, a z drugiej daje branży weglowej czas na dostosowanie się do nowych wymogów. Czas zyskać mają również miliony włascicieli nieocieplonych domów i prostych kotłów węglowych, tzw. kopciuchów: w najbliższym czasie będą mogli otrzymać wsparcie na docieplenie oraz wymianę pieców z rządowego programu Czyste Powietrze.
- Rozporządzenie zostało podpisane w kształcie akceptowalnym dla branży wydobywczej – ocenia szef górniczej Solidarności Bogusław Hutek. Z rynku detalicznego znikną wprawdzie muły węglowe i flotokoncentraty, ale do połowy 2020 r. będzie można handlować miałami węglowymi o najgorszej jakości i najmniejszej ziarnistości (co umożliwia kombinacje, w tym mieszanie miału z... zakazanymi odpadami). W opinii związkowców, uchroni to co najmniej kilka kopalń przed zamknięciem.
To, co ucieszyło górników, potwornie rozczarowało aktywistów antysmogowych. - Program Czyste Powietrze zapowiadał, że zakaz handlu najgorszym węglem wejdzie w życie w pierwszej połowie 2017 r. Teraz dowiadujemy się, że stanie się to ponad trzy lata później. Czyli Polacy przez dodatkowe trzy sezony będą zatruwani przez smog pochodzący z najbardziej toksycznych sortów - ubolewa Andrzej Guła.
Minister Emilewicz zapowiedziała wczoraj rychłą nowelizacje ustawy, na podstawie której minister energii wydał rozporządzenie o normach. Chodzi o takie doprecyzowanie przepisów, by najbardziej szkodliwe rodzaje opału nie mogły być już teraz stosowane gospodarstwom domowym.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Wybory samorządowe 2018 | Jak głosować poza miejscem zamieszkania?
