Rok temu obie drużyny również zagrały w finale Ligi Mistrzów. Wówczas w Weronie ZAKSA prowadzona wtedy przez Nikolę Grbicia, aktualnego selekcjonera reprezentacji Polski, wygrała z Trentino 3:1 i jako drugi polski zespół w historii, po Płomieniu Milowice w 1978 roku, została klubowym mistrzem Europy. Tym razem pod wodzą Rumuna Gheorghe Cretu obroniła tytuł i jako pierwsza polska drużyna zdobyła Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu.
ZAKSA dzięki wygraniu w tym roku najważniejszych europejskich rozgrywek zainkasowała 570 tysięcy euro (pół miliona euro za wygranie finału i 70 tysięcy euro za dotychczasowe występy w Lidze Mistrzów).
Bohaterem finału był przyjmujący Kamil Semeniuk, który zdobył aż 27 punktów i miał 74 procent skuteczności w ataku. Zapewne tym meczem pożegnał się z drużyną z Kędzierzyna-Koźla, bowiem przejdzie do wicemistrza Włoch – Sir Safety Perugia.
Mistrzowie Polski, już bez Pawła Zatorskiego, Jakuba Kochanowskiego czy Benjamina Toniuttiego, którzy sięgnęli po trofeum w zeszłym roku, ale z rozgrywającym Marcinem Januszem, amerykańskim libero Erikiem Shojim i nadal z Semeniukiem, przyjmującym Aleksandrem Śliwką i atakującym Łukaszem Kaczmarkiem, rozprawili się z rywalami, trzymając wszystkie atuty w swoich rękach. Pierwsze dwa sety mieli pod kontrolą i utrzymali bezpieczną przewagę do ostatnich piłek. Dopiero w trzecim gra była wyrównana i toczyła się na przewagi. ZAKSA miała aż siedem meczboli i wreszcie przy stanie 31-30 Semeniuk zahaczył o palce blokujących Itasu, wieńcząc ten horror i niezwykle udany sezon potrójną koroną.
