Tylko wczoraj strażnicy skontrolowali 99 budynków. Stwierdzili, że w trzech z nich spalane były odpady powodujące groźny smog.
Aktywiści z Krakowskiego Alarmu Smogowego cały czas podkreślają, że palenie śmieciami to nic innego jak narażanie sąsiadów na utratę zdrowia i ciężkie choroby (m.in. raka płuc). Powinno być zatem traktowane jako bardzo poważne wykroczenie. Tymczasem krakowscy funkcjonariusze na wspomniane trzy osoby nałożyli co prawda mandaty, ale w wysokości... od 50 do 100 zł. Mimo że zgodnie z prawem mogli trucicieli ukarać nawet 500-złotowym mandatem.
Marek Anioł, rzecznik krakowskiej straży miejskiej, tłumaczy funkcjonariuszy. Podkreśla, że każda sytuacja jest inna, a strażnik musi dostosować wysokość kary do skali wykroczenia. Sęk w tym, że strażnicy od dawna konsekwentnie stosują bardzo niskie kary. W grudniu 2016 r. przeprowadzili na przykład 449 kontroli, ujawnili 34 nieprawidłowości i nałożyli 22 mandaty karne na łączną kwotę zaledwie 2100 zł. Wynika z tego, że średnio jeden mandat nie przekraczał 100 zł.
- Za takie wykroczenie jak spalanie odpadów kary powinny być znacznie surowsze - podkreślał już kilka tygodni temu na łamach „Dziennika Polskiego” radny miejski Łukasz Wantuch, zwracając przy tym uwagę prezydentowi Krakowa Jackowi Majchrowskiemu na zbytnią pobłażliwość strażników. Podkreślał, że znaczna część kontroli nie kończy się nawet mandatem, a jedynie pouczeniem.
- Gdyby współczynnik pouczeń był na poziomie 10 procent, mógłbym to zrozumieć, ale tak nie jest. W przypadku blisko połowy kontroli mieszkańcy są jedynie pouczani - wyjaśnił radny Wantuch.
W ostatnich dniach funkcjonariusze zrezygnowali już co prawda z pouczania osób spalających śmieci w swoich piecach, ale wciąż unikali nakładania 500-złotowych mandatów. Od ostatniego piątku najwyższy nałożony mandat opiewał na 300 zł.